Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za wsparcie, dalsze losy naszych podopiecznych można śledzić na stronie fundacjaazyl.eu
Trasa w okolicy Szadku. Samochody jadące jeden za drugim. W obie strony. Nikt nie zauważył leżących na polu w pełnym słońcu pod wielkim banerem dwóch szczeniaków? My zauważyliśmy... Musiały leżeć w tym miejscu dość długo, bo trawa w koło była wygnieciona i wydeptana. Psiaki ok. 5-6 miesięczne musiały zostać przez kogoś w to miejsce wywiezione, bo wokół nie było żadnych domów. Miejsce wręcz "wymarzone" by pozbyć się zwierzaków: wokół tylko pola i lasy. Co by się z nimi stało, gdybyśmy nie wypatrzyli ich w polu? Jak długo czekałyby na śmierć bez jedzenia i wody w palącym słońcu? Kim trzeba być, żeby coś takiego zrobić?
Niestety samo dostrzeżenie psiaków niewiele w ich losie zmieniło: jak tylko próbowaliśmy do nich podejść uciekały w pole. Najprawdopodobniej ich właściciel nie tylko wywiózł je i zostawił na pewną śmierć ale też wcześniej traktował je tak, że na widok człowieka natychmiast uciekały. Postanowiliśmy w to miejsce przywieźć klatkę łapkę a wcześniej zostawiliśmy jedzenie i wodę.
Dzień pierwszy
Kiedy postawiliśmy klatkę, psiaki oczywiście ponownie uciekły w zboże ale kiedy tylko wsiedliśmy do samochodu i kawałek się oddaliliśmy wróciły w to samo miejsce - pewnie nadal czekały na właściciela, który je tam zostawił a może sprawił to głód i zapach jedzenia zostawionego w klatce. Po kilku godzinach krążenia wokół klatki, głód zwyciężył i jeden z psiaków zatrzasnął się w klatce! Niestety przerażony tak strasznie płakał, że drugi z psiaków uciekł i już się nie pojawił, mimo iż ponownie nastawiliśmy klatkę. Czekaliśmy, później wróciliśmy jeszcze raz w to miejsce ale psiaka ani śladu.
Dzień drugi
Strasznie nam było przykro, bo obawialiśmy się, że wystraszony psiak już w to miejsce nie wróci. Ale właściwie dokąd miałby pójść? Nie potrafiliśmy go zostawić bez pomocy. Jeszcze dwa razy w ciągu dnia pokonywaliśmy trasę 35 km w jedną stronę i sprawdzaliśmy, czy psiak się nie złapał. Niestety nie.
Dzień trzeci
Nadal nic. Pojechaliśmy na miejsce rano ale klatka otwarta i nadal pusta. Pojechaliśmy wieczorem. Podobna sytuacja.
Dzień czwarty
Klatka zatrzaśnięta! Już z daleka widać, że zapadnia opadła. Wielka radość! I rozczarowanie. Najprawdopodobniej wiatr zatrzasnął klatkę. Ale na szczęście udało nam się dwa razy zobaczyć drugiego z piesków, co oznaczało, że wrócił w to samo miejsce. Była więc szansa, że jednak będzie trzymał się miejsca, w którym został porzucony, i w którym po raz ostatni był z bratem. Jak bardzo musiał się bać taki psiak, kiedy został sam? Wcześniej przynajmniej psiaki były razem.
Dzień piąty
Poprosiliśmy o pomoc osoby mieszkające najbliżej miejsca, gdzie postawiliśmy klatkę. Kilkaset metrów dalej, bo bliżej żywej duszy: tylko łany zbóż. Na szczęście państwo okazali się zwierzolubami i rano jadąc do pracy i popołudniu wracając sprawdzali, czy psiak się nie złapał. Dla nas wielka ulga. Bo jeżdżenie 2-3 razy dziennie w miejsce oddalone o kilkadziesiąt kilometrów było dla nas nie lada wyzwaniem.
Dzień szósty
Kolejny dzień pełen nadziei ale też wahania. Bo co robić dalej? Nie zostawiamy jedzenia poza klatką, bo jak psiak się naje, to do klatki nie wejdzie. Postawiliśmy tylko wodę, bo przy takim upale to najważniejsze. Ale z drugiej strony serce nas bolało, że ten biedny maluch kolejny dzień jest bez jedzenia. No prawie, bo codziennie jednak rozkładaliśmy trochę jedzenia w pobliżu klatki, żeby zwabić bliżej malucha, żeby się z widokiem klatki oswajał. Niestety nadal nic...Ale psiak jest. Przebiegł przez pole ale jak tylko zobaczył mój samochód od razu zanurkował w zboże.
Dzień siódmy rano
Kolejny raz pokonuję trasę i bije się z myślami, jak długo jeszcze damy radę: praca, zwierzęta które mamy pod opieką, dom... Doba i tak jest za krótka a ja codziennie robię wycieczki po kilkadziesiąt kilometrów. Ale z drugiej strony, jakie mamy wyjście? W którym momencie mamy odpuścić i powiedzieć sobie "no trudno, już nie dajemy rady"? Przecież wiemy, że dla malucha oznacza to tylko jedno. Żadnej pomocy. W miedzy czasie dowiedzieliśmy się, że państwo, którzy pomagali nam sprawdzać, czy piesek się złapał w klatce widzieli te psiaki w polu już kilka dni wcześniej. I zgłosili je do gminy ale nikt nie przyjechał. Nie zainteresował się losem zwierząt. Tak niestety w niektórch gminach wygląda opieka nad bezdomnymi zwierzętami.
Dzień siódmy wieczór
Telefon od państwa z miejscowości, w której stoi klatka! I chwila paniki zanim odebraliśmy: dobra, czy zła wiadomość? Złapał się, czy np. potrącił go samochód, bo przecież cała historia rozgrywała się przez cały czas przy ruchliwej drodze z Szadku do Warty. Ale to dobra wiadomość! Wiadomość, na którą tak bardzo czekaliśmy. Jest! Jest! Jest w klatce! Na tę wiadomość czekaliśmy siedem długich dni. I od razu jazda na sygnale, bo oczywiście od razu włączają nam się czarne scenariusze, że np. ktoś zobaczy "biednego pieska w klatce" i go wypuści. Bardzo dziękujemy pani Lucynie, która pojechała z Piotrem, bo wiadomo, że razem nie możemy ze względu na nasze zwierzaki a samemu zataszczyć klatki z psem w środku przez pół pola się nie da. Ulga nie do opisania.
Jeździliśmy w to miejsce przez siedem długich dni. Coraz bardziej umęczeni i zmartwieni. Bo ile można jeździć? Mamy stado zwierząt, jedno z nas zawsze musi być na miejscu, roboty nie do przerobienia. Ale w którym momencie uznać, że już dość? Że się poddajemy? Tylko co wtedy? Odjeżdżamy ze świadomością, że zostawiamy młodziutkiego psiaka na pewną śmierć? Bo skoro nam z takim doświadczeniem się nie udało, to jak miałoby się udać zupełnie postronnym osobom? Każdego kolejnego dnia mówiliśmy sobie, że "jeszcze tylko jeden dzień, że może jutro się uda". I wreszcie siódmego dnia się udało!!! Drugi z psiaków wszedł do klatki i się w niej zatrzasnął. Skakaliśmy do góry z radości. Okazało się, że to dziewczynka - siostra psiaka, którego udało nam się odłowić wcześniej. Strasznie chudziutka i wymęczona ale na szczęście już bezpieczna.
Prosimy Was o wsparcie w opłaceniu ich startu w nowe życie: sterylizacji, kastracji, szczepień, czipowania, utrzymania do czasu adopcji.
Ładuję...