Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Szuszu przepięknie Wam dziękuje za opłacenie jego badań, leków i pobytu w szpitalu :)
W życiu kocurka zdarzył się prawdziwy cud - znalazł oddany i doświdczony domek tymczasowy, w którym będzie we wspaniałych warunkach czekał na dom stały :)
Mam sześć latek, jestem kocurkiem i mam na imię Szuszu. Chyba zawsze się tak nazywałem. Jak byłem malusim kociaczkiem, to byłem najsłodszy na świecie – jaka puchata, lekko zezowata, beżowa kuleczka, a do tego kocurek w typie rasy.
Minęło kilka lat i nie jestem nikomu do niczego potrzebny. Wiem, że przecież, jak ktoś tego nie przeżył, to nie może sobie wyobrazić, jak to jest. To tak jakbyście, nagle, nie mogli wrócić do Waszego domku – tak już nigdy – do swoich ubrań, książek, komputera i do Waszych bliskich. Gdyby nagle wszyscy, których kochacie, powiedzieli Wam, że już nie chcą Was znać…
Kiedy jechałem do cioć domyślałem się, że mam tam zostać. Nie raz słyszałem, że sikam za dużo, że pieniądze na piasek się wydaje, że albo ktoś mnie weźmie, albo jakoś inaczej trzeba będzie problem rozwiązać. Nie wiem, jak by to miało być to inaczej, ale jakoś wydaje mi się, że nie miało to być nic miłego.
Ciocie zgodziły się nami zaopiekować i przyjechaliśmy, razem z moim kocim przyjacielem, wieczorem do lecznicy. Ci państwo, którzy nas odwozili, ani słowem nie powiedzieli, że ja chyba choruję, nic a nic… Pani doktor dla kotów zabrała nam krew na badania, a my pojechaliśmy do domku tymczasowego, żeby w klatce nie siedzieć. I wiecie, że gdyby nie to, że ciocia w domku tymczasowym zobaczyła następnego dnia, że ja się jakoś dziwnie zachowuję to mnie by już nie było?
Miałem drgawki, oczopląs i nie do końca byłem przytomny. I faktycznie bardzo dużo narobiłem do kuwetki siusiu. Zanim ciocia i wujek dojechali ze mną do szpitala dla kotków, przyszły moje wyniki badań. Ja mam taką chorobę co się nazywa cukrzyca, to znaczy że mam coś nie tak z cukrem. Tyle zrozumiałem…
Ciocie mi powiedziały, że będą o mnie walczyć, i że zrobią wszystko, żebym jeszcze kiedyś miał domek, tym razem taki prawdziwy, który mnie pokocha i nigdy nie zostawi. Wiecie, bardzo lubię ludzi, kocham drapanko po bródce, lubię i kotki i pieski, nawet takie duże.
Siedzę teraz w klatce w szpitalu i widzę, jak do innych chorych kotków i piesków przychodzą ich ludzie, czasem płaczą, cały czas mówią do nich jakieś miłe rzeczy, przynoszą zabawki, głaszczą, biorą na ręce i całują. Ja tym pieskom i kotkom tak bardzo zazdroszczę, chciałbym żeby i mnie ktoś tak kochał.
Jeśli nie wyzdrowieję, to nigdy się nie dowiem, co to tak naprawdę znaczy mieć dom. Wiem, że ciocie nie mają pieniążków, a ten szpital to bardzo, bardzo dużo kosztuje… Bardzo Was proszę, jeśli możecie, pomóżcie ciociom zapłacić za moje badania i pobyt tutaj…
Pewnego dnia odebrałyśmy błagalny telefon – dziecko, alergia, ukochane koty i nie ma co z nimi zrobić. Zgodziłyśmy się przyjąć Szuszu i jego kociego kolegę. Nie spodziewaliśmy się jednak, że kocurki przyjadą w takim stanie – ich piękne, długie futerka są całe sfilcowane, pełno mają kołtunów i obaj są okropnie chudzi.
U Szuszu chudość może być wynikiem choroby, ale drugi kotek badania ma w normie. Kiedy dowiedzieliśmy się o cukrzycy malucha, zadzwoniliśmy zapytać, jak to możliwe, że po dobie u nas kotek zapada w śpiączkę. Wiecie, co usłyszeliśmy? „No tak, on wyglądał na chorego. A to uśpijcie, przecież go nie będziecie leczyć, pieniędzy szkoda. No bo my to nie chcemy płacić na pewno”… I tyle.
Od tamtej pory nawet maila czy sms-a z zapytaniem, czy Szuszu żyje, jak się czuje… A kocurek ma szansę wyjść na prostą. Siedzi w lecznicy całodobowej i ustalana jest dawka insuliny, niestety zajmuje to jakiś czas, a każdy dzień pobytu malucha jest dla nas bardzo drogi, kilka razy droższy niż w zwykłej lecznicy.
Tu jednak Szuszu ma dostęp do specjalistów – musi mieć zrobione USG, RTG, kolejne badania krwi sprawdzające m.in. stan tarczycy, ze względu na jego dziwny oddech musi zostać zbadany przez kardiologa, oczopląs musi zobaczyć okulista i neurolog…
Dawno nie mieliśmy kotka, który wymagałby aż tylu konsultacji. Nie możemy go jednak zawieść. Wiecie, my go odwiedzamy, ale jesteśmy dla niego obcymi ludźmi, a on na pewno, jak każdy, chciałby mieć swoich ludzi, swój dom. Obiecałyśmy mu taki prawdziwy domek, ale najpierw musimy go wyleczyć, a naprawdę nie mamy za co – kwota jaką nam wstępnie podano w lecznicy jest dla nas niewyobrażalna.
Spójrzcie tylko na niego, ma taką nadzieję w tych lekko zezowatych ślepkach… Dlatego błagamy Was o pomoc, Szuszu musi wyzdrowieć i dowiedzieć się czym jest kochający dom…
Ładuję...