Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
W imieniu kocurków dziękujemy z Wasze wsparcie. Wszystkie maluchy wróciły do zdrowia. Timur i Kaszmir są ją w nowych domach. Pod naszą opieką pozostaje jeszcze mały Bombaj, który także ma nadzieję, że już niedługo ktoś pokocha go całym sercem.
Timur po kilkudniowym pobycie w kocim szpitalu wrócił do domu.
Cała trójka otrzymuje nadal leki i preparaty na odrobaczenie.
Niestety Timur zachorował. Od dziś jest hospitalizowany.
W załączniku faktura za dotychczasowe leczenie.
Mamy bardzo smutną wiadomość...
Nie udało się uratować życia małego Madraska, który wczoraj wieczorem trafił na ostry dyżur... Lekarze podejrzewają, że maluszek zatruł się środkiem do walki z pasożytami, który został zlecony kociakom przez lekarza do walki ze świerzbem (maluch mógł zlizać środek w trakcie wzajemnej toalety, był to preparat stosowany do uszu), jednak nie ma pewności co do tej diagnozy...
Pozostałe maluszki dziś trafiły na wizytę kontrolną. Na szczęście ich stan jest dobry, nic złego się nie dzieje. Preparat do uszu został ostawiony, na wszelki wypadek kociaki zostały także zabezpieczone surowicą.
Nasze serca rozsypały się na milion kawałków... Nic nie jest w stanie już tego zmienić. Ale musimy być silni, bo pozostała dwójka malców i starszy Timur bardzo nas teraz potrzebują. Jeśli ktoś z Was chciałby ich wspomóc, będziemy wdzięczni za każde wsparcie.
Kochani wiemy, że jest póżna pora, ale nasz malutki Madras właśnie trafił na ostry dyżur do szpitala. Około 21.30 opiekunka zauważyła, że z maluszkiem dzieje się coś złego. Kociak był chłodny, nie mógl ustać na łapkach, praktycznie nie było z nim kontaktu... choć w ciągu dnia czuł się zupełnie dobrze...
O tej porze nie mieliśmy innego wyboru. Opiekun natychmiast wsiadł w samochód i ruszył w malutkiem Madraskiem do całodobowej lecznicy z zapleczem szpitalnym. I choć to ogromne koszty, zrobimy wszystko by kociak przeżył! Bardzo prosimy pomóżcie nam w tej nierównej walce!
Te dwie historie mają jeden wspólny mianownik – bezdomność i porzucenie na pewną śmierć. Posłuchajcie opowieści o trójce małych kociątek i nieco starszym od nich kocurku, których drogi połączył los.
Kilka dni temu otrzymaliśmy zgłoszenie o kociakach znalezionych na terenie budowy, jak określił to autor zgłoszenia „na totalnym odludziu”. Nie było wątpliwości, że były to domowe kociaki. Płakały, a na widok człowieka biegły w jego stronę i wdrapywały się po nim. Chłopak pomimo silnej alergii nie zostawił maluchów na pastwę losu i zabrał je do domu. Jego dobre serce nie pozwoliło mu tak po prostu odwrócić się i odejść. Niestety mimo szukania pomocy u różnych instytucji, nie uzyskał jej. A z powodów zdrowotnych nie był w stanie zaopiekować się kociakami przez dłuższy czas. W momencie zgłoszenia także my nie byliśmy w stanie pomóc – nie mieliśmy miejsca w żadnym z naszych domów tymczasowych. Opublikowaliśmy ogłoszenie z nadzieją, że uda się znaleźć dom lub choć dom tymczasowy, niestety telefon milczał…
W kolejnych dniach z jednego z domów tymczasowych ostatnie z kociaków tam mieszkających pojechały do adopcji. Tym samym zwolniło się miejsce. Pamiętając o zgłoszeniu sprzed kilku dni, natychmiast skontaktowaliśmy się z jego autorem, z informacją, że mamy miejsce dla kociątek z placu budowy. W momencie kiedy pisaliśmy wiadomość i numer kontaktowy do domu tymczasowego, na naszą skrzynkę przyszła kolejna prośba…
„Witam, znalazłem małego kota w Bratkowicach. Jest bardzo przyjazny, przyszedł do nas na budowę, teraz przez tydzień jesteśmy na miejscu i dajemy mu jeść, ale już robi się zimno i kot zostanie bez jakiejkolwiek opieki. Czy mogliby państwo wziąć go pod opiekę, bo pewnie sam sobie nie poradzi i nie przeżyje?” Do wiadomości załączono zdjęcie młodego kociaka.
Kiedy ucieszyliśmy się, że mamy szansę ocalić jedne maluchy, czekające w kolejce na przyjęcie, na ratunek już czeka kolejny… Łzy spłynęły nam do oczu… Co robić kiedy mamy tylko jedną wolną izolatkę? Postanowiliśmy zaryzykować i przyjąć także jego do wspólnego pokoju z trójką malców z poprzedniego zgłoszenia.
Tego samego dnia do domu tymczasowego dojechały Kaszmir, Bombaj i Madras, czyli około 2-miesięczne maluszki z odludzia, oraz nieco starszy, około półroczny kocurek Timur. Między starszym kocurkiem a maluchami niemal od początku pojawiła się niesamowita więź. Maluszki okazały się być chore. Ich zaropiałe oczka wskazywały na jedno – koci katar. Tę diagnozę potwierdził także lekarz weterynarii. Wymagały więc leczenia i opieki. Podawaniem leków zajęli się opiekunowie, Timur zadbał z kolei, by maluchy poczuły prawdziwą kocią miłość. Od samego początku grzał je, tulił i mył. Stał się dla nich prawdziwym kocim tatą. Nam po raz kolejny pokazał, jak niesamowite potrafią być zwierzęta, jak potrafią bezgranicznie kochać i wspierać się w trudnych chwilach. Cóż możemy powiedzieć, może jedynie tyle, że wiele powinniśmy uczyć się od naszych braci mniejszych.
Tymczasem bohaterów tej niesamowitej historii czeka dalsze leczenie, profilaktyka przeciwpasożytnicza, szczepienia, a Timurka także kastracja. Dopiero wtedy będziemy mogli szukać dla nich nowych domów. Cały czas dbamy także o to, by kocie miseczki były pełne dobrej karmy, a w kuwecie czekał czysty żwirek. To wszystko niestety spory wydatek.
Czy wspomożesz nas w naszej walce o lepszy koci los? Czy dorzucisz grosik do kociakowej skarbonki? Kaszmir, Bombaj, Madras i Timur bardzo Cię o to proszą.
Ładuję...