Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Ogromnie dziękujemy za każdą wpłaconą złotówkę i każde udostępnienie. To dzięki Wam mamy taką moc pomagania <3
Tolkien nadal jest pod opieką Fundacji. Czuje się świetnie i z niecierpliwością wypatruje nowego domu.
A my razem z nim - każdego dnia - o jego zdrowie.
Historia tego czarnego malucha, którego widzisz na zdjęciu, zaczęła się tak, jak wiele kocich tragedii. Był późny wieczór, w zasadzie prawie noc. Jeden z naszych wolontariuszy wracał do domu. Idąc przez osiedle usłyszał koci płacz. Zawołał, zakiciał, płacz stał się głośniejszy. W końcu z mroku obok klatki wyłoniła się mała czarna kocia postać. Co robił mały kociak nocą na osiedlu? Skąd się tu wziął?
Nie spadł przecież z nieba, nie powstał z kurzu, ani nikt nie ulepił go z gliny. Prawda jest prosta i brutalna – mały czarny kociak został po prostu porzucony przez człowieka… O ile kogoś, kto porzuca swego przyjaciela można w ogóle nazwać człowiekiem…
Co wydarzyło się dalej?
Wolontariusz bez chwili wahania postanowił złapać i zabezpieczyć malucha. W końcu noc była chłodna, a wręcz mroźna, a osiedle to nie jest miejsce bezpieczne i przyjazne dla kocich maluchów. Jednak złapanie malucha okazało się być trudniejsze niż się wydawało. Choć mały płakał i prosił o pomoc, był przerażony i zdezorientowany. Pomiaukując podchodził kilka kroków, po czym uciekał w popłochu nie dając się złapać. Całe szczęście na tym samym osiedlu mieszka także jedna z naszych wolontariuszek, która dysponuje klatką pułapką. Poproszona telefonicznie o pomoc kilka chwil później była już na miejscu. Głodny i przerażony kociak, zwabiony ciepłym gotowanym kurczakiem wszedł do klatki.
Następnego dnia kociak, jak każdy z naszych nowych podopiecznych, trafił do gabinetu weterynaryjnego na przegląd. Maluch standardowo dostał preparat odrobaczający, został odpchlony i odesłany do domu. Lekarz nie stwierdził, aby jego stan zdrowia był niepokojący.
Małych Tolkien, bo tak maluch dostał na imię, z lecznicy pojechał więc do domu tymczasowego. Na okres kwarantanny dostał osobną kwaterę na pełnym wypasie, z dużą kuwetą, mięciutkim legowiskiem, zabawkami i miseczkami wypełnionymi po brzegi samymi smakowitościami. Po wieczornym przerażeniu w oczach malucha nie było już ani śladu. Ucieszony obecnością człowieka dał się podrapać za uszkiem, głośno zamruczał, pobawił się zabawkami i położył się wygodnie w legowisku. Do misek z jedzeniem jednak nawet nie podszedł. Dopiero w porze kolacji Tolkien postanowił podejść do jedzenia. Jego zachowanie było jednak niepokojące. Podchodził, brał kęsa, wąchał i odchodził od jedzenia. Chwilę później przyjął pozycję bólową, głośno zamiauczał, po czym zwymiotował całą porcję wijących się robaków.
Do rana stan Tolkiena nie poprawiał się. Mały stracił apetyt, cokolwiek próbował zjeść, to co zjadł zaraz zwracał wraz z robakami. Opiekunka zabrała więc malucha do lecznicy. Kociakowi wykonano szereg badań i testów.
Wykluczono panleukopenię oraz FIV i FelV. Morfologia wykazała jednak stan zapalny. Tolkien dostał kroplówkę oraz całą porcję leków. Mieliśmy nadzieję, że ta uderzeniowa dawka przyniesie maluchowi ulgę.
Niestety przez kolejną dobę kociak nie podchodził do jedzenia i wciąż był osowiały. Kolejny poranek i kolejna wizyta w lecznicy. Tym razem lekarze w związku z brakiem poprawy podjęli decyzję o pozostawieniu Tolkiena w szpitalu. Kociak przeszedł kolejną serię badań, w tym USG. To, co lekarze zobaczyli w obrazie ultrasonograficznym dosłownie ich zmroziło. Okazało się, że mały Tolkien jest zatkany robakami. Natychmiast zlecono płukanie i parafinę, jeśli jednak to nie pomoże i mały nie wydali tej ogromnej ilości pasożytów, które zalęgły się w małym kocim brzuszku, czeka go dłuższy pobyt w szpitalu.
Ilość pasożytów, jaka zalęgła się w tym małym kocim ciałku to dla małego Tolkiena śmiertelne zagrożenie a jego stan jest naprawdę poważny. I choć tym razem doskonale znamy wroga, którego chcemy pokonać, to walka o zdrowie i życie kociaka wcale nie jest łatwiejsza. Na szczęście Tolkien jest bardzo dzielny, cierpliwie znosi badania i zabiegi, i mocno wtula się w ramiona lekarzy i techników mocno wierząc w to, że pomogą i uśmierzą jego ból.
My także mocno wierzymy, że historia małego czarnego kociaka znajdzie swój happy end, choć przed nami długa i kosztowna walka. Wierzymy też, że i tym razem nie zostawicie nas, a przede wszystkim małego Tolkiena w potrzebie i wesprzecie nas z całych sił. Dlatego bardzo prosimy o grosik do kociej skarbonki i dziękujemy z całego serca za każdy nawet drobny gest.
Ładuję...