Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za wsaprcie dla Tytusa. Po długiej walce kocurek w końcu wrócił do zdrowia i znalazł nowy dom :)
Upalny czerwcowy dzień. Wolny od pracy, bo świąteczny. Właśnie wtedy zaczyna się historia małego Tytuska. Pewne małżeństwo postanawia spędzić ten dzień, odpoczywając na swojej działce rekreacyjnej. W trakcie kąpieli słonecznej, rozkoszując się tym pięknym dniem, słyszą koci płacz. Podrywają się z leżaków i szybko lokalizują dźwięk. Na sąsiedniej działce biegają i płaczą trzy małe kociaki. Z daleka widać, że są chore. Oczka i pysie całe posklejane ropą. Maluchy mają jednak szczęście – oto właśnie trafiły na ludzi, którym koci los nie jest obojętny. Państwo natychmiast podnoszą się z leżaków. Ponieważ zdarza im się dokarmiać działkowe koty, mają ze sobą kocie pyszności. Wykładają na miseczkę i ostrożnie podsuwają maluszkom. Maluchy niemal rzucają się na jedzenie. Udaje się je schwytać i zabezpieczyć. Tylko co dalej? Jest świąteczny dzień, wszystkie lecznice zamknięte, a maluchy ewidentnie potrzebują pomocy.
Przeszukują Internet i trafiają na Fundację Felineus. Kontaktują się i wysyłają zdjęcia kociaków. Wolontariuszka, która odbiera wiadomość, nie ma wątpliwości, że trzeba działać szybko. Sprawa nie była jednak prosta, bo tak chorych kociąt nie można było połączyć z innymi maluchami, narażając je tym samym na infekcję. Co gorsza, był to świąteczny dzień i lecznice były zamknięte. Całe szczęście jedna z naszych wolontariuszek zaoferowała, że może zabezpieczyć maluchy w klatce, w odizolowanym pomieszczeniu, a kolejnego dnia zawieźć je do lecznicy.
Kolejnego dnia maluchy trafiły do szpitala, gdzie spędziły kilka kolejnych dni. Od początku mały Tytusek był najsłabszy z całej trójki rodzeństwa. To on jako jedyny w starciu z kocim katarem stracił wzrok w jednym oczku. To on czuł się najgorzej i płakał najgłośniej. Ale walczył o życie jak lew i wydawało się, że pokonał wszystko, co najgorsze. Wraz z braćmi ze szpitala pojechał do jednego z naszych domów tymczasowych. Kociaki czuły się coraz lepiej, rosły, przybierały na wadze. Zostały zaszczepione i ogłoszone do adopcji. Niestety wtedy właśnie przyszedł kolejny wirus. Wszystkie maluchy „złapały” szalejącą ostatnio w okolicy kalcywirozę. Wszystkie miały owrzodzone pysie, nie chciały jeść, nie miały ochoty na zabawę. Jednak i tym razem znów w najgorszym stanie był mały Tytus…
Po tygodniu zaleconej przez lekarza antybiotykoterapii stan Tytuska nie poprawił się. Podjęto decyzję o przyjęciu go do szpitala. Po raz kolejny, malutki Tytusek zamknięty w lecznicowej klatce, podpięty pod kroplówki, walczył o życie. Po raz kolejny udało mu się wygrać. Po kilku dniach intensywnej terapii stan Tytuska poprawił się, a maluch mógł wrócić do domu, do swoich braci. Nie oznaczało to jednak końca leczenia. W tym czasie jego bracia zdążyli już wydobrzeć. Mały Tytusek wyglądał przy nich jak cień kota. Mały, chudziutki, takie kosteczki powleczone skórą. Choroba bardzo wyniszczyła jego organizm. Ale Tytusek z każdym dniem czuł się lepiej. Powoli przybierał na wadze, owrzodzenia zaczęły się goić, a maluch miał coraz większy apetyt.
Jego bracia znaleźli nowy wspólny dom. Tytusek niestety wciąż był w trakcie leczenia i został w domu tymczasowym. I znów kiedy wydawało się, że wychodzimy już na prostą, że Tytus w końcu będzie zdrowy i będzie mógł znaleźć kochający dom jego stan pogorszył się. Tym razem po raz kolejny zaatakował koci katar. Wróciliśmy po raz kolejny do punktu wyjścia: antybiotyki, wspomaganie odporności, zakrapianie oczu.
Tytusek znów walczy o życie jak lew i ani myśli się poddawać. My także się nie poddajemy, lecz niestety kończą nam się środki finansowe. A przecież nie możemy tak po prostu odpuścić, kiedy Tytus tak bardzo chce żyć. Dlatego nie pozostaje nam nic innego jak prosić was o finansowe wsparcie. Prosimy, pomóżcie tej chudziutkiej kociej istotce, która tak bardzo chce żyć szczęśliwie. Bo tutaj liczy się każdy grosz…
Ładuję...