Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dziękujemy za wsparcie. Arian i Brajan znalazły nowe domy.
Kiedy pisaliśmy tę akcję mieliśmy wielkie plany kastracyjne. Niestety nie udało się :(
Walka o życie kociąt trwała dwa tygodnie. Cały czas były pod opieką lekarzy w przychodni.
Niestety, kiedy już wydawało się, że bedzie dobrze z czarnym malcem zaczęło się dziać coś niedobrego.
Lekarze rozpoczęli ponownie walke o jego życie - tym razem sie nie udało. Malec odszedł za TM :(
Pozostałe dwa kociątka trafiły w końcu do domu tymczasowego - do innych zdrowych maluchów, które również wychowały się bez matki.
Koszt dotychczasowej opieki i leczenia to prawie 3000zł. Nie mamy tych pieniędzy ale bardzo liczymy na Waszą pomoc.
Nie wiem, od czego zacząć... Nie wiem co myśleć i mówić... Jedyne co mi przychodzi do głowy to - Żyjcie maluchy, walczcie z całych sił - dla siebie, innych i dla nas! Maluszki - trzy niewinne istoty, teraz walczą o życie. Od kilku dni nie mają mamy. Od kilku dni ludzie patrzyli, jak powoli umierają i nie robili nic. Gdyby nie przypadkowo zasłyszana informacja umierałyby dalej - być może już by umarły.
Czym zawiniły tym ludziom, u których się urodziły? Dlaczego ludzie są tak obojętni? Czy nie słyszeli ich płaczu? Czy nie widzieli, że są głodne i trzęsą się z zimna, umierając powoli...
Od wielu lat jestem wolontariuszem fundacji felineus. Ciągle spotykamy się z cierpieniem zwierząt. Edukujemy, pomagamy, opłacamy zabiegi, ale codziennie dostajemy kolejne zgłoszenia o potrzebujących pomocy kotach. Tak jakbyśmy nie robili nic...
W ciągu ostatnich 2 miesięcy z podrzeszowskich wsi przyjęliśmy kilka kotek z maluchami (obecnie mamy ich ponad 60 w fundacji). Żadne z nich nie przeżyłyby w miejscu, w którym były. Żadne! O każdy miot i życie niemal każdej matki stoczyliśmy bój. O niektóre walczymy nadal.
Dlaczego nawiązanie do Radys? Czymże różni się polska zaściankowa wieś od umieralni w Radysach, o której od dawna jest tak głośno? Niczym - może za wyjątkiem tego, że w Radysach umierają psy i tego, że kocie cierpienie na wsiach nie jest tak wyeksponowane. Corocznie na wsiach w męczarniach umiera setki kotów. I nikt im nie pomoże. Nikt nawet nie zwróci na nich uwagi. Tak kochani - wiele wsi to kolejne Radysy!
Kiedy odebrałam zgłoszenie o tych kociętach, serce mi zamarło. Wiem jedno - wiem, jak ciężka będzie walka o ich życie. Zrobimy wszystko, żeby przeżyły i mamy nadzieję, że tak będzie. Nadzieja umiera ostatnia...
Kocięta trafią pod opiekę lekarzy do kociego szpitala. Są bardzo słabiutkie, choć po nakarmieniu i ogrzaniu pojawiła się iskierka nadziei, że będzie dobrze. W szpitalu pozostaną tak długo, jak będzie trzeba - choćby to miało kosztować setki złotych.
Ale tu nie chodzi tylko o nie. W takich miejscach, z których zostały zabrane maluchy, jest dziesiątki wciąż rodzących kotek. Wciąż odkrywamy kolejne stada kotów. Musimy opłacić kastrację takich kotów. Żeby kolejne maluszki nie musiały umierać tak jak te. Dlatego podnieśliśmy kwotę akcji - żeby wystarczyło nie tylko na leczenie i hospitalizację malców, ale również na kastrację matek. Ile ich będzie, nie wiemy. Ale zawsze jest ich o wiele więcej, niż pozwalają na to nasze fundusze. Kochani powalczcie razem z nami. Niech tych "Radys" będzie coraz mniej na mapie Polski.
Ładuję...