Razem możemy zmienić świat na lepszy!

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

Tylko działania systemowe mogą zmienić los zwierząt! To będzie długi tekst, bo dużo jest do zrobienia. Proszę przeczytajcie i razem spróbujmy zapobiec wielu tragediom!

Małe organizacje, takie jak nasza, najczęściej nie mają szans na wygraną w konkursach, gdzie o sukcesie decydują liczby. W tym przypadku – liczba pojedynczych wpłat o nominale 1 zł na naszą skarbonkę. Nasze działania opieramy wyłącznie na wolontariacie, nie zatrudniamy osób do zarządzania czy marketingu, ratowane przez nas zwierzęta umieszczamy we własnych domach.

Anonimowy Pomagacz

Od ponad 7 lat ratujemy zwierzaki z okolic Warszawy i Bydgoszczy. Czasami mimo ogromnej walki nie jesteśmy w stanie ich uratować, bo pomoc nadchodzi zbyt późno. Ale często udaje nam się wygrać czyjeś życie, dlatego nigdy się nie poddajemy. Na granicy obu światów był na przykład mały Smętuś z Karolewa pod Wołominem – z wyrwaną jedną łapką i gnijącymi mięśniami na wierzchu, z drugą łapką oskórowaną, z uszkodzonym kręgosłupem, larwami żerującymi na małym ciałku, bogatym życiem wewnętrznym, zapaleniem oskrzeli i kocim katarem przez kilka dni błąkał się po wsi szukając pomocy. Kiedy po niego pojechaliśmy był w stanie prawie agonalnym, tracił przytomność. Jednak tym razem wygraliśmy – Smętuś przeszedł wiele zabiegów, i obecnie jest wesołym i zaczepiającym inne koty trójłapkiem. Kilka dni wcześniej uratowaliśmy z tego samego miejsca jego chudziutką i wystraszoną siostrę – na szczęście poza licznymi pasożytami i ogólnym niedożywieniem nic jej nie dolegało.

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

Innym kotem wyrwanym z objęć śmierci jest Junior z Fordonu w Bydgoszczy, którego nam zgłoszono kiedy walczyliśmy o życie innego kocurka, prawdopodobnie poparzonego chemikaliami, który przez kilka tygodni umierał, na oczach ludzi, na placu zabaw jednego z bydgoskich podwórek. Junior też wyglądał na poparzonego, chociaż może była to choroba skóry i zakażenie gronkowcem. Poza tym nie miał połowy języka, części zębów, oraz miał odcięty ogon.

Anonimowy Pomagacz

Ślady na jego główce pokazywały, że część obrażeń mogła być efektem świadomego działania człowieka. Według lekarzy miał mniej niż 2 lata, a doznał tylu okrucieństw od życia! Juniora udało się uratować, ale po jakimś czasie jego stan zaczął się pogarszać. Diagnostyka, w tym rezonans wskazywały na duże prawdopodobieństwo nowotworu złośliwego w obrębie czaszki, który doprowadził do zniszczenia niektórych struktur chrzęstno-kostnych. Mimo zaleceń eutanazji, skonsultowaliśmy ten przypadek z onkologiem i okazało się, że przyczyną zmian był gronkowiec i związany z nim stan zapalny. Junior zatem wygrał życie po raz drugi i szuka swojego domu.

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

To tylko dwa z wielu przypadków, z jakimi spotykamy się na co dzień. Niestety, jest ich zbyt wiele, nie wszystkim zwierzętom organizacje są w stanie pomóc. Brakuje środków, brakuje domów tymczasowych, czyli miejsc gdzie można ratowane zwierzęta umieścić, brakuje odpowiedzialnych osób, które chcą dać dom. Nie brakuje natomiast ludzi okrutnych, którzy zwierzęta traktują jak rzecz, kupują je lub odbierają, bo ogłoszeń typu 'oddam pieska/kotka w dobre ręce' jest masa, a kiedy zwierzę zachoruje, znudzi się lub najzwyczajniej dorośnie i przestanie być 'słodką kuleczką', wolą wyrzucić na ulicę, wywieźć do lasu, zabić lub zażądać eutanazji. I pomimo, że takie usypianie na żądanie nie jest zgodne z prawem, są lekarze, którzy to zrobią. Bo nikt im nie udowodni przestępstwa, bo zwierzętami organy ścigania z reguły się nie interesują.

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

Mało osób wie o tym, ale schroniska dla kotów to bardzo często wyrok śmierci. Statystycznie ok 1/4 z nich tam umiera, często ze stresu lub z powodu chorób zakaźnych. Stres potrafi zabić kota w czasie krótszym niż 2-tygodniowa kwarantanna. Jeśli chodzi o malutkie kocięta, ich przeżywalność jest znikoma. 10 lat temu w jednym z najbogatszych schronisk w Warszawie większość kociąt zarażała się panleukopenią, umierały często w mękach, ponieważ w schronisku nie przestrzegano podstawowych zasad sanitarnych, nie dezynfekowano klatek. Nikt się tym nie interesował, system w teorii działał, miasto miało miejsce gdzie można było przekazać zwierzęta, a to, że aż tyle umierało? Jeszcze więcej było przywożonych, w sezonie 'na kocięta' i tak nie było gdzie ich pomieścić.... Głośny był także przypadek Starachowic, gdzie zdrowe psy były z marszu... usypiane. Tak sobie 'radzono' z bezdomnością zwierząt. Czy było to zgodne z prawem? Nie! Czy ktoś poniósł karę? Nie!

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

Czy wiecie, że teoretycznie gminy powinny zapewniać leczenie bezdomnym zwierzętom? W praktyce takie leczenie często jest fikcją. Zwierzęta powypadkowe bardzo często są po prostu usypiane, bo … tak jest taniej. Bo gminy mają podpisane umowy z lekarzami oferującymi najtańsze usługi, czasem nawet nie dysponującymi szpitalikami w lecznicy i nie mającymi podstawowych narzędzi diagnostycznych, takich jak rentgen. Szczególnie tragiczny jest los kotów, które gminy często po prostu pomijają i o ile podpisują umowy ze schroniskami na przechowywanie psów, kotów które są chore nie ma gdzie umieścić. O tym, że część takich schronisk dla psów to mordownie, chyba wszyscy wiedzą. O tym, jak wiele lat trwa walka o ich zamykanie i jak mało jest skuteczna, też.

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

Podsumowując – mamy za dużo bezdomnych psów i kotów, a za mało miejsc, gdzie mogą otrzymać pomoc. Masa kotów tej pomocy po prostu nie otrzyma, masa psów spędzi po kilka lat, czasem bywa to dożywocie, za kratami schronisk. Jedyną ich winą jest to, że się urodziły. A za to całe cierpienie, jakie fundujemy zwierzętom, płacimy my wszyscy. Z naszych podatków olbrzymie pieniądze idą na funkcjonowanie systemu, który jest niewydolny.

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

A rozwiązanie jest takie proste! Przede wszystkim – wprowadzenie obowiązkowego czipowania zwierząt. Wtedy za pobyt swojego zwierzęcia w schronisku będzie płacił właściciel, jeśli ono mu się zgubi, a nie my wszyscy. Wtedy nie będzie też masowych wieszań psów na płotach, wywożenia do lasów, porzucania na drogach. Jest to wyjątkowo prosty przepis do wprowadzenia. Zwierzęta gospodarskie są obowiązkowo znakowane, to nie jest nic nowego, tak samo powinno być w przypadku zwierząt towarzyszących.

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

Kolejna sprawa – obowiązkowa kastracja! W tej chwili masa nieodpowiedzialnych ludzi rozmnaża swoje zwierzęta. Bywa, że szkoda im pieniędzy na zabieg. Bywa, że uważają, że lepiej zakopać lub wywieźć do lasu szczeniaki lub kocięta niż 'ingerować w naturę' co jest przejawem ogromnego okrucieństwa i po prostu braku podstawowej wiedzy na temat biologii i behawioru zwierząt. A bywa i tak, że po prostu lubią jak ich zwierzęta co roku rodzą, są małe, słodkie kuleczki które potem rozchodzą się jak świeże bułeczki. Oddają je w tzw dobre ręce, czyli nieznajomym ludziom z ogłoszenia.

Anonimowy Pomagacz

Do tej pory pamiętamy sytuację z Bydgoszczy, kiedy dziecko ogłosiło, że odda malutkie, 2 tygodniowe (i niestety w praktyce okazało się, że chore) kociaki. Zgłosiło się kilkadziesiąt osób, niektóre nieletnie, które nie miały nawet pojęcia, że taki kociak sam nie zje i nie wypróżni się, że wymaga karmienia co 4 godziny i masowania brzuszka. Inaczej umrze w mękach. Że odchowanie takiego maluszka wymaga ogromnego wysiłku i często nie udaje się, i że tak małych kociąt nie powinno się rozdzielać, jeśli chce się zwiększyć ich szansę na przeżycie i na prawidłową socjalizację. Większość z tych osób chciała po prostu sobie 'wychować' kociaka, nie mając o tym wychowaniu pojęcia. Wiecie, co pisali pod ogłoszeniem? 'Skąd odbiór'. To standardowe pytanie w przypadku takich ogłoszeń. Za darmo, bez zobowiązań, im mniejszy kociak tym więcej chętnych, aż dochodzi do takich absurdów jak w tym przypadku.

Anonimowy Pomagacz

Te tzw. 'dobre ręce' to też nierzadko miejsca, gdzie psy zamarzają zimą lub są głodzone na śmierć, nie widzą na oczy lekarza, lub biegają bez opieki po wsiach i miasteczkach, kończąc na poboczach, rozjechane przez samochody. Ale przede wszystkim nieustannie są rozmnażane, jest ich coraz więcej i więcej. Takich przypadków są tysiące! Bo zwierzę jest w polskim prawie rzeczą. Bo dla wielu normą jest patrzenie jak potrącony lub chory pies czy kot dogorywa przy domu – albo sam się 'wyliże', albo 'zdechnie'. Co za problem, będzie nowy, młodszy 'model'. A jak za chwilę potrąci kolejnego samochód, będzie jeszcze jeden, i jeszcze.

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

Ile jeszcze chcemy patrzeć na cierpienia i śmierć, na rosnącą bezdomność? Ile mamy płacić za nieodpowiedzialność ludzi, którzy w ogóle nie zasługują na posiadanie zwierząt? Tyko OBOWIĄZKOWA kastracja rozwiąże ten problem. Chcesz rozmnożyć psa czy kota? To zapłać podatek! I to nie kilkadziesiąt złotych rocznie, a kilkaset! Dlaczego my wszyscy, odpowiedzialni opiekunowie mamy płacić za patologicznych rozmnażaczy? Bo to my utrzymujemy schroniska, to za nasze pieniądze gminy usypiają zwierzęta powypadkowe, to z naszych podatków! I z naszych podatków co roku usypiane są dziesiątki tysięcy tzw. ślepych miotów. Nasze prawo pozwala na taki proceder, bo kotów i psów jest za dużo i nie ma co z nimi zrobić, gdzie zabezpieczyć. Jeśli więc ktoś krzyczy, że kocha zwierzęta, bo co roku ma u siebie nowe szczeniaki czy kocięta i one znajdują domy, to trzeba mu uświadomić, że inne zwierzęta przez niego domów nie znajdą lub po prostu zostaną uśpione, bo jest ich za dużo. Czyli rozmnażając swoje zwierzęta, przyczynia się do śmierci innych.

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

Czy nie lepiej zamiast finansować nowe i nowe schroniska zapewnić darmowe czipowanie i kastracje? Tańsze i skuteczniejsze rozwiązanie! Nasze stowarzyszenie również finansuje zabiegi kastracji, czasami dlatego, bo w danej miejscowości nie ma zabiegów finansowanych przez gminy lub nie ma już na nie środków, a czasami bo wiemy, że zabiegi na koszt gmin są przez niektóre lecznice wykonywane w skandalicznych warunkach, jak najtaniej. I to też trzeba zmienić, ale przy tak ogromnej skali bezdomności nie ma szans na jakąkolwiek kontrolę.

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

Niestety, bardzo często mimo tego, że oferujemy pokrycie kosztów kastracji, ludzie odmawiają. Wolą rozdawać kolejne i kolejne mioty, bądź oczekują tzw. pełnego serwisu, oczywiście za darmo – przyjedź do nich po zwierzęta, zawieź do lecznicy, potem odwieź z powrotem. A my nawet nie mamy samochodu. To też pokazuje patologię systemu, gdzie każdy może mieć zwierzę, nawet jeśli nie jest w stanie zapewnić mu podstawowej opieki. Co ciekawe, często tacy ludzie mają pieniądze, mają samochody. Jak pewna pani z 2 samochodami, mieszkająca w willi. Okłamała nas, że jest biedna i nie ma nawet możliwości przewiezienia 2 swoich kotek na finansowany przez nas zabieg, więc wysłaliśmy tam kogoś, żeby te kotki odebrał i zawiózł do lecznicy. Kiedy dowiedzieliśmy się, że pani chce nas oszukać, poprosiliśmy o opłacenie przez nią kosztów zabiegów w wysokości 1/3 ceny komercyjnej. I wtedy nagle pani błyskawicznie chciała jechać swoim samochodem i zabrać kotki z lecznicy przed zabiegiem, żeby nie płacić. Gdyby taka pani miała w perspektywie zapłacić kilkaset złotych podatku za brak kastracji, sama by zadbała o zabieg.

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

I ostatni element układanki – kary za znęcanie się nad zwierzętami. Skandalicznie niskie, a doprowadzenie do samego skazania graniczy z cudem. Nasze stowarzyszenie kilka razy składało zawiadomienia do prokuratur w sprawie znęcania się nad zwierzętami. Niestety, większość spraw była umarzana, a uzasadnienia wykazywały, że ani prokurator, ani sąd nie przeczytali nawet ze zrozumieniem tekstu zawiadomienia! W przypadku najbardziej drastycznej sprawy, gdzie oskarżana przez nas osoba w porozumieniu z co najmniej jednym lekarzem weterynarii kradła ludziom zwierzęta oraz uśmiercała je na życzenie (a to tylko jeden ze stawianych zarzutów) o sprawiedliwość walczymy od 3 lat. I dopóki nie będzie prawomocnego wyroku sądu, nie możemy ujawnić danych ani drastycznych szczegółów, a osoba ta nadal uprawia swój proceder. To jest absurd, dlatego prawo musi się zmienić, a nie stanie się to, jeśli nie zaczniemy razem działać w tym kierunku.

Anonimowy Pomagacz

Niestety, te wszystkie działania to koszty. Pomóżcie nam zawalczyć z systemem! Pomóżcie nam realnie zmienić los zwierząt! Pomaganie jednostkom jest ważne i ma sens, ale nie bez dążenia do zmiany przepisów, bez tego jest to po prostu syzyfowa praca, w dodatku okupiona cierpieniem tych zwierząt, którym nie jesteśmy w stanie pomóc, z uwagi na ich ilość. Nawet wszystkie organizacje w Polsce to za mało, zwierząt w potrzebie jest więcej niż ludzi, którzy chcą im pomóc.

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

Działamy nie tylko na rzecz psów i kotów. W 2019 r., wraz z grupą społeczników i innych organizacji udało nam się uratować ok 200 z 500 warszawskich drzew, przeznaczonych do wycinki na prawym brzegu Wisły. Tak naprawdę można by było uniknąć wycięcia większości z nich, niestety miasto nie konsultowało swojego projektu i na etapie, w którym wkroczyliśmy, czyli kiedy został on opublikowany, na niektóre zmiany było za późno.

Anonimowy Pomagacz

Anonimowy Pomagacz

Walczymy też o zwierzęta dzikie, które też cierpią przez ludzi. Ostatnio prezydent Warszawy podpisał wyrok na 200 dzików. Śmierć poniosą głównie matki i ich dzieci. To wyrok za to, że są w mieście. A są z 3 powodów: bo w miejscach, gdzie bytowały, koło lasów i puszczy, powstawały i powstają coraz to nowe i nowe osiedla, czyli zmniejsza się drastycznie obszar, który był ich domem. Bo Warszawę otaczają obwody łowieckie, gdzie dziki się tępi bezlitośnie z uwagi m.in. na ASF. Wypłaszane i mordowane w lasach, gdzie mieszkają, szukają bezpiecznego schronienia. I ostatnia przyczyna – ludzie świadomie je dokarmiają w miastach, chociaż jest to wykroczenie, oraz zostawiają niezabezpieczone śmieci, w tym żywność. Tym sposobem wabią dziki do miasta. Znowu – zawinił człowiek, zapłacą zwierzęta. Próbujemy to zmienić, podchodząc do problemu systemowo. Wspólnie z autorytetami ze świata nauki, społecznikami oraz kilkoma innymi organizacjami zaczynamy współpracę z miastem. Jej efektem będzie m.in. wypracowanie systemu bezpiecznego i dla zwierząt, i dla ludzi systemu odstraszania dzików od szkół i domów oraz projektu edukacji dzieci i dorosłych. Zarówno w zakresie tego, jak należy zachowywać się spotykając na drodze dzikie zwierzęta, jak i pokazywania wzajemnych powiązań w ekosystemie i korzyści płynących dla człowieka – dziki pomagają zachować w zdrowiu drzewa, zmniejszając ryzyko ich zawalenia się, przyczyniają się do zwiększenia liczby grzybów w lasach, i do zmniejszania liczby gryzoni oraz … kleszczy! Kolejne projekty które czekają na realizację to działania na rzecz zaprzestania grabienia liści. To nie tylko mniejsze koszty sprzątania i utylizacji, to też ratunek dla wielu zwierząt, w tym jeży, dla których liście są schronieniem na czas zimy.

Pomóżcie nam nadal działać i realnie polepszyć los zwierząt. Jeśli uważacie, że trzeba ograniczyć ich bezdomność, Wasz głos to koszt 1 zł. To od sumy takich głosów zależy, czy będziemy mogli dalej działać, bo to Wy decydujecie, czy mamy razem zmieniać świat. Na lepsze.

Srodki z konkursu przeznaczymy na walkę o zmianę przepisów prawnych, edukację i leczenie oraz wykarmienie naszych podopiecznych.

Anonimowy Pomagacz

Wsparli

30 zł

Jadwiga

1 zł

Marcin

10 zł

Anonimowy Pomagacz

1 zł

Anonimowy Pomagacz

1 zł

Anonimowa Pomagaczka

20 zł

ElaD

Pokaż więcej

Darowizny trafiają bezpośrednio do fundacji:
2 240,88 zł
Wsparło 156 osób