Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kochani, pragniemy gorąco Wam podziękować za okazane wsparcie <3 <3 <3 . Wierzymy, że dzięki Waszej pomocy nasze zwierzęta bedą bezpieczne i uda nam się przetrwać kolejny trudny okres. Świadomość, że los naszych podopiecznych nie jest Wam obojętny, dodaje nam sił w codziennych zmaganiach o ich dobrą przyszłość i pozwala znaleźć energię, aby nadal pomagać.
W imieniu własnym oraz wszystkich naszych podopiecznych z całego serce Wam dziękujemy za ofiarność i dobre myśli, które mają tak wielką moc !!!
Oto historia jednego cierpiącego stworzenia, samotnego wśród gromady ludzi. Przytaczamy ją, aby Wam uświadomić, ze dzięki Waszemu wparciu możemy zmieniać los takich zwierząt na lepsze i sprawiać, że przez to ten świat staje się lepszym miejscem. Niestety, brakuje nam środków na utrzymanie i prowadzenia dalszej działalności. Dlatego bardzo Was prosimy o wsparcie, bo bez Waszej pomocy sobie nie poradzimy. Dla nas każdy kolejny dzień jest teraz walką o przetrwanie.
Chili, to bezmiar psiego nieszczęścia, przywiązanego ciężkim łańcuchem do zdezelowanej budy. Roje robactwa widoczne wśród posklejanej odchodami sierści, której długie i skłębione pukle na pierwszy rzut oka skutecznie ukrywały potwornie wystające kości, ledwie powleczone odwodnioną skórą. Obrazu dopełniał garnek bez jednej kropli wody, pokryty warstwą pyłu i nadgryzione patyki, które nie służyły jej do zabawy… Próbowała je jeść z głodu. A wokół, na wyciągnięcie ręki byli ludzie, którym jej skomlenie przeszkadzało w celebrowaniu beztroskiej biesiady, opartej głównie na tanim winne. Dlatego musiała nauczyć się piszczeć bardzo cichutko i zauważać natychmiast gest podnoszonej ręki, żeby zdążyć szybko uciec do budy, zanim wyładują na niej swoje niezadowolenie. To strażacy uratowali jej życie, powiadamiając nas o jej gehennie, zaraz po wezwaniu do gaszenia pożaru, w tej dzielnicy powszechnie nazywanej Slumsami.
Kiedy ją zobaczyłyśmy, trudno było nam powstrzymać łzy, ale w takich miejscach trzeba zachować kamienną twarz, bo nagle pies, zmarłego właściciela, który nikogo nie obchodził, jeśli za głośno się nie piszczał, może stać się elementem przetargowym w negocjacjach o jedyne upragnione tutaj dobro – butelki najgorszego wina, które pozwalają żyć w stanie "szczęścia", nieskażonego myśleniem i refleksją. I choć nigdy nie podjęłybyśmy takich negocjacji, bo przecież jako Fundacja mamy prawo do dokonania odbioru interwencyjnego zwierzęcia, to ludzie tego pokroju, zawsze czynią starania, wychodząc z założenia, że a nuż się uda coś zyskać…
Po takich doświadczeniach sunia całe miesiące dochodziła do siebie w klinice, a potem w azylu naszej Fundacji, bo prócz problemów zdrowotnych miała uzasadniony lęk przed kontaktem z ludźmi. Dziś ma kochającą rodzinę i wspaniałe życie, o jakim wszystkie pieski marzą we śnie.
Przypominamy tę historię, bo tylko dzięki Waszemu wsparciu nasza Fundacja może istnieć i nieść pomoc takim zwierzętom jak Chili.
Losy każdego z naszych podopiecznych mają w sobie tak wiele podobieństw - zło, które tak łatwo wyładować na bezbronnej istocie i obojętność ludzi, którzy są świadkami, takiego okrutnego zachowania.
Ares i Fokus, koniki polskie, które zobaczyłyśmy na zdjęciu. Ta fotografia na większości ludzi nie zrobiła żadnego wrażenia. Dwa konie przy pełnym żłobie, z podświetlonymi oczami, w których odbija się lampa błyskowa. Wystarczy jednak spojrzeć na to zdjęcie z większą empatią i bagażem wiedzy zdobytej przy ratowaniu koni, które w naszym kraju, o ułańskich tradycjach, hoduje się głównie na rzeź… Wtedy na zdjęciu widać to, co naprawdę przedstawia. Pełne rozpaczy spojrzenie zwierząt, które upatrują cienia szansy na życie, mimo że znajdują się w tuczarni, czyli ostatnim przystanku przed wywozem do ubojni.
Aresa i Fokusa od ostatniej podróży do włoskiej rzeźni dzieliły tylko dwa dni, a jednak dzięki Wam – Ludziom wielkiego serca, udało się zmienić ten okrutny scenariusz, napisany przez złych ludzi, którzy widzą w żywych i cierpiących istotach jedynie kilogramy mięsa. Handlarz, od którego udało nam się uratować te koniki, tak często i okrutnie używał drewnianego kija, żeby zadawać im ból, że potrzeba było długiej terapii behawioralnej, bo na każdy odgłos ludzkich kroków starały się uciekać na ściany boksu. Dziś to szczęśliwe zwierzęta, które dzięki naszej troskliwej opiece zapomniały o swojej traumie i panicznym lęku przed ludźmi.
Migotka, malutka kotka z łapką pozbawioną skóry, w dramatycznym stanie. Nie wiadomo jak długo leżała przy ulicy i zmagała się z niewyobrażalnym bólem, aż wreszcie doczekała się pomocy.
Ma dopiero 3 miesiące, a tak wiele już wycierpiała. Dzięki Waszej pomocy miała wielkie szczęście, że nie została skazana na bolesną śmierć w samotności i zapomnieniu.
Migotka obecnie walczy o odzyskanie sprawności w klinice.
Udało nam się dzięki Waszym datkom uratować życie bardzo wielu zwierząt, z których większość trafiła do cudownych domów i jest otoczonych troską i miłością. Pod naszą opieką znajduje się obecnie 50 zwierząt, które mają poważne przypadłości zdrowotne, nabyte w wyniku wieloletniego cierpienia i zaniedbań, a w przypadku koni eksploatacji ponad siły do granic możliwości. Niestety ceny leków, karmy i usług weterynaryjnych znacznie się podniosły. Bez Waszej pomocy nie podołamy tym kosztom, a przecież chciałybyśmy móc udzielać pomocy zwierzętom, które tego potrzebują.
Jeśli los pokrzywdzonych, cierpiących w osamotnieniu i zagrożonych śmiercią zwierząt nie jest Wam obojętny, to bardzo Was prosimy o wsparcie. Środki ze zbiórki zostaną przeznaczone na koszty utrzymania, usług weterynaryjnych i podstawowych medykamentów. Walczymy o każdy kolejny dzień. Proszę pomóż nam przetrwać!
Ładuję...