Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
13.07.2024
Mrożące krew w żyłach: Kocięta w śmietniku – ich los w naszych rękach!
Jeszcze przed chwilą pisałam, że nie mam miejsca dla nowych kotów w potrzebie, a już zdążyłam otrzymać zgłoszenie o kotach w śmietniku. Za marketem, w mojej wsi, koczowały trzy małe kociaki. Mokre, z zaropiałymi oczami, brudne... Na białym kocie widać pełno odchodów pcheł. Miałam nie pojechać? Miałam ich nie zabrać?
Brawo, Trzebień. Tu działa fundacja, tu jest Koci Azyl, tu już drugi rok kastrujemy koty bezdomne i właścicielskie za darmo. Mimo to słyszę, że co niektórzy znowu mają małe kocięta.
Dziś moja frustracja sięga zenitu. Strach przed tym, że zaraz nie będę miała za co ich leczyć i karmić, jest jeszcze większy. Każde nowe zgłoszenie to trudny wybór. Z jednej strony serce mówi "pomóż", a z drugiej rozum krzyczy, że brakuje środków i miejsca.
https://www.ratujemyzwierzaki.pl/walkaozyciebp
Kociaki dołączają do zbiórki
Pomaganie to nie tylko radość z uratowanego życia, ale też wyrzeczenia, smutek i strach. Strach, że nie podołam. Wyrzeczenia, które odbijają się na moim życiu prywatnym. Smutek, gdy widzę cierpienie niewinnych istot, które zostały porzucone i zaniedbane.
Wiem, że wielu z Was również czuje tę bezsilność. Dziękuję za każde wsparcie, każdą pomocną dłoń. Razem możemy więcej, choć droga jest trudna i wyboista. Proszę, nie bądźcie obojętni. Kastrujcie swoje zwierzęta, pomagajcie, jak możecie. Razem możemy zmienić los tych, którzy sami nie mają głosu.
JESZCZE WCZORAJ!
Jeszcze wczoraj byłem szczęśliwy. Jeszcze wczoraj bawiłem się radośnie. Jeszcze wczoraj spałem wtulony w swoją mamusię. Jeszcze wczoraj toczyłem zapasy na śmierć i życie z moim maleńkim rodzeństwem. Jeszcze wczoraj nie wiedziałem, że świat to tak bardzo okropne miejsce…
Stało się to nagle. Spaliśmy wszyscy wtuleni w promieniach słońca. Szczęśliwi. Potem przyszedł człowiek. Spakował nas do pudła i pojechaliśmy w nieznane…
Pierwsza rzecz, jaką pamiętam to panika. Znaleźliśmy się w obcym miejscu, wszędzie jeździły auta. Cofały, parkowały. Jedne przyjeżdżały, jedne odjeżdżały. Nikt na nas nie zwracał uwagi. Czasami ktoś na nas zatrąbił, czasami ktoś próbował nas złapać. Uciekaliśmy z braciszkiem w strachu i chowaliśmy się w każdą możliwą dziurę. W pewnym momencie auto odpaliło, wyskoczyłem z niego przerażony, bo wszystko zaczęło się ruszać, zaczęło się kręcić. Mój braciszek nie miał tyle szczęścia. Siedział troszkę wyżej. Nie zdążył wyskoczyć razem ze mną. Uciekłem pod auto obok i nawoływałem go z całych sił. Tak bardzo głośno go wolałem, bo on był jedyna znajoma mi osobą w tym przerażającym miejscu…
Potem wszystko pamiętam jak przez mgłę. Byłem coraz bardziej zmęczony, traciłem siły, byłem coraz bardziej głodny. Tak bardzo chciało mi się spać. Tak bardzo chciałem zamknąć swoje maleńkie oczka, choć na chwilkę…
JEST MI WSTYD!!! Jest mi wstyd za samą siebie. Nie potrafię spojrzeć w lustro. Mam niesamowite wyrzuty sumienia. Wczoraj odmówiłam pomocy. Zadzwonił telefon, w słuchawce usłyszałam, że jest maleńki kociak, na parkingu…
Nie mamy miejsca na kolejne kocięta, nie mamy miejsca już nigdzie. Kwarantanna cała zajęta. Kociarnie przepełnione. Nie mamy go nawet gdzie odizolować. Do tego ogromne rachunki. Na koncie jest niecałe 300 zł. Powiedziałam przykro mi, ale naprawdę nie mogę. Pani się rozłączyła…
Po jakiś 2 minutach przyszła refleksja. Jeden maleńki kenel zawsze się gdzieś wciśnie. Nawet na korytarzu gdzieś można postawić. Pojechałam na ten parking z niesamowitym ściskiem w sercu. Ściskiem w sercu i ogromnymi wyrzutami sumienia…
Co było dalej, wiecie już z wczorajszej relacji. Godziny spędzone na parkingu. Najpierw w ogromnym słońcu, potem w ogromnym deszczu. Godziny spędzone na twardej betonowej ziemi. Nie mogłam się poddać…
Teraz siedzę i go przepraszam. Przepraszam go za to, że przez jakieś 2 minuty nie zainteresowałam się jego losem. Przepraszam go za to, że dla jego maleńkiego braciszka było już za późno. Prawdopodobnie został gdzieś zmiażdżony pod maską samochodu…
Maleńki Piter ma około 6 tygodni. To koci osesek, który jeszcze długo powinien być z mamą i rodzeństwem. Jest przerażony. Cały czas płacze, cały czas nawołuje mamę i rodzeństwo. Jutro czeka nas wizyta u weterynarza. Jutro ostatnie pieniądze z konta znikną…
Proszę o każda nawet najmniejszą wpłatę. Proszę Was sprawcie ze gdy zadzwoni kolejny telefon, nie będę musiała wypowiadać tych okrutnych słów: PRZEPRASZAM, NIE MOGĘ! Każda złotówka jest dla nas na wagę złota…
Ładuję...