Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Jak ubrać w słowa ból i cierpienie tego kotka? Myślę, że w języku polskim nie ma wystarczającej ilości przymiotników, które oddałyby jego tragedię, oraz naszą heroiczną walkę o niego. Nie ma też wystarczającej ilości słów, by opisać tych, którzy mu to zrobili...
Telefon. Rozmówca informuje o kociaku, któremu z pyszczka leje się ropa. Jedziemy. Pierwsze słowa, jakie padają z naszych ust, gdy go widzimy: „Boże drogi – szybko do szpitala”, bo naszym oczom ukazała się śmierć na czterech trzęsących się łapkach.
A gdy to dosłownie truchło kota, chwiejnym krokiem podchodzi do nas i zaczyna miauczeć, już wiemy, że się nie poddamy, że będziemy walczyć jak lwice, bo on dosłownie w swoim kocim języku błaga nas o pomoc.
Ciało tego stworzenia naprawdę wygląda jak ciało martwego kota. Posklejana, zaschnięta ropa pokrywa to, co kiedyś było futerkiem, a dziś bardziej przypomina wyliniałą „skórkę”. Z pyszczka leci mu krew z mieszanką ropnej wydzieliny, łapki pozbawione są sierści. Smród jest nie do opisania. Woń śmierci. I ta śmierć, całą drogę łasi się do nas, miaucząc.
Osoby, które go znalazły, mówiły nam, że zanim przyjechałyśmy, dali mu jeść. Kot był bardzo głodny, ale nie był w stanie, mimo wielu prób wziąć do pyszczka nawet kęsa. Próbował, ale nie mógł.
Pełną diagnozę poznałyśmy po kilku dniach, bo co rusz wychodziło coś nowego. A gdy już znałyśmy cały obraz jego stanu, zadawałyśmy sobie pytanie, jak to możliwe, że ten kociak jeszcze żyje.
Wiedziałyśmy, że czeka nas długa i nierówna walka, a każdy poranek zaczynał się od lęku, czy kotek przeżył kolejną noc. I tak małymi kroczkami – dożyć do wieczora, przetrwać jeszcze jedną noc, następne 12 godzin… I tak każdego dnia przez ostatnie kilkanaście dni.
Tyle niemożliwego do opisania słowami bólu, tyle cierpienia i tyle naszych nieprzespanych nocy, bo - człowiek zrobił sobie z tego kotka obiekt tortur.
Kilkudniowe badania wykazały, że ta kocinka przeszła przez prawdziwe piekło i tylko jej niesamowita wola życia, dała jej siłę do przyczołgania się w miejsce, gdzie została znaleziona.
Zezio, bo tak go nazwałyśmy miał: wybite zęby, połamaną w kilku miejscach szczękę, co uniemożliwiało mu jedzenie, rozgruchotaną żuchwę i olbrzymie, strasznie ropiejące i niechcące się zagoić rany, a właściwie dziury w niej, rozerwany język, uszkodzoną wątrobę, ciężką niedokrwistość i… pełno śrutu w ciele.
Nadto ciężką sepsę, której pokonanie zdawało się być już niemożliwe, bo kolejne narządy jego pogruchotanego ciałka odmawiały posłuszeństwa. Jakby tego wszystkiego było jeszcze mało, Zezio stracił wzrok w jednym oczku, a dalsze badania po obserwacji jego zachowania wykazały zespół przedsionkowy w wyniku urazu mózgu.
Lekarze jasno powiedzieli nam, że ktoś go pobił i strzelał do niego z bliskiej odległości, a ślady na szyi, mogą sugerować, że był wówczas przywiązany. Dalszy stan jak sepsa jest wynikiem długotrwałego braku pomocy i skrajnego zagłodzenia.
Możecie to pojąć, wyobrazić sobie? Ten strach, ból i cierpienie niewinnej istoty w starciu z bestią?My nie i brak słów… I po tym wszystkim, to stworzenie łasi się do ludzi i właśnie u ludzi szuka pomocy. Nie potrafię tego pojąć.
Wiem za to jedno, że Zezio to jedna z najdzielniejszych istot, jakie widziałam. Stworzenie, które na przekór wszystkim znakom na niebie i ziemi, przeciwnościom losu i diagnozie mówiącej, że nie przeżyje, postanowiło to wszystko przetrwać.
Tak wdzięcznego pacjenta dawno nie miałam. Zezulek bez choćby miauknięcia znosi wszystkie zabiegi. Codzienne, bolesne oczyszczanie ropiejących ran, kąpiele, masy zastrzyków, kroplówki, karmienie strzykawką. Jakby wiedział, że to wszystko po to, żeby mu pomóc. I wciąż wtula główkę w moje dłonie. Nawet druty, które zespalają jego szczękę i żuchwę, zdają się nie robić na nim wrażenia.
Zezulek przeszedł operację zespolenia szczęki i zadrutowania żuchwy. Na „jednej narkozie” usunięto mu też ten śrut, który był łatwo dostępny. Na usunięcie pozostałego, Zeziu musi poczekać, póki jego stan nie będzie na tyle dobry, by mógł bezpiecznie przeżyć operację.
Ten waleczny i tak bardzo chcący żyć kotek, dobrze zareagował na leczenie i małymi kroczkami pokonuje kolejne trudności.
A czemu Zezio? Nadałyśmy mu to imię, bo Zezula ma fikuśnego zeza. Oczko, w którym stracił wzrok, jest sztywne, a źrenica zatrzymała się lekko, przechylając się w jedną stronę. Uszkodzenie mózgu, które wywołało zespół przedsionkowy, sprawia też, że Zezio jest tzw: „niepełnosprytnym” kotkiem.
Jego główka jest przechylona i ma problem z koordynacją tylnych łapek. Czeka go długa i intensywna rehabilitacja, ale już dziś widzimy malutkie efekty, gdy Zeziu się skupi. Nie ulega też dla nas żadnej wątpliwości, że to wdzięczne stworzenie na nią zasługuje.
Dziś, najgorsze - czyli sepsa najbardziej zagrażająca jego życiu jest w odwrocie, i choć wyniszczyła jego ciałko i przed nami jeszcze długa walka, wyniki krwi Zezulka dają nam nadzieję, że to nieugięte cudo matki natury będzie żyć.
Tu też chcemy Wam pokazać, że czasem zdarzają się cuda i są na tym świecie istoty, które zasługują na taką szansę. Gdyby w Zeziu nie było takiej woli życia, poddałybyśmy się, pozwalając mu odejść bez bólu, ale gdy taką wolę widzicie – nie poddawajcie się.
Kochani, leczenie Zezia trwa od kilkunastu dni. Wygrałyśmy walkę z sepsą, ale to tylko jedna bitwa na tej dosłownie wojnie o jego życie. Pochłonęło to już wszystkie nasze środki, w tym te, które przeznaczone były na wyżywienie naszych pozostałych podopiecznych - bo na niczym, by go ratować, nie oszczędzałyśmy. Dziś, posiadając pod opieką 105 kotełków i 47 psiaków nie mamy już nic. Oto stan naszego konta na dzień 22 lipca.
Prosimy Was dziś - nie, nie prosimy, a błagamy, byście pomogli Zeziowi Walecznemu oraz reszcie naszych zwierzaków i by kolejne stworzenia takie jak Zezio mogły znaleźć u nas pomoc.
Błagamy, nie bądźcie obojętni, przeskakując do kolejnego wydarzenia, bo dramatycznie potrzebujemy Waszej pomocy! Zatrzymajcie się, pochylcie nad Zeziem i naszymi stworzeniami. Prosimy, dajcie nam szansę na pomoc temu kotełkowi i ratowanie kolejnych, jak i wykarmienie tych, które już znalazły u nas troskę, miłość i dom.
To nasz bezgłośny, pisany słowami krzyk rozpaczy, bo bez Waszych serc, waszego wsparcia „jutra” dla Zezia i jemu podobnych nie będzie, a spójrzcie, czy On nie zasługuje na życie, zdrowie, troskę i miłość? Jest tak dzielny, tak waleczny... Jeśli tylko możecie, błagamy – choć o złotówkę. Kochani... Pomóżcie nam...
Ładuję...