Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Wielokropek został na stałe u opiekunki z domu tymczowego - Kasi.
Kotek czuje się lepiej, nadal stosowana jest specjalistyczna karma i leki.
Dziękujemy Wam bardzo za pomoc!
Historia tego kotka jest dość niezwykła. Zawitał do fundacji w wyniku interwencji noszącej tytuł roboczy „Koty Trola” adekwatnie do zachowania i postawy opiekuna kocic, które miały względnie bezpieczną przestrzeń w jego domu.
Dorosłe umiały być czujnymi w okolicznościach kiedy Pan z przyczyn pewnej dość popularnej dla pewnego rodzaju ludzi przypadłości nie znał umiaru w spożywaniu i kiedy tracił jasność i trzeźwość spojrzenia, bywało, że malcom działa się krzywda.
Zbyt głupiutkie są dzieci na początku swej drogi życiowej by ocenić zachowanie w zależności od sytuacji tej samej osoby, by pojąć paradoks, iż te same ręce stawiają miskę z karmą, ale niekiedy są dla nich także wielkim niebezpieczeństwem.
Zadziało się tradycyjnie. Ktoś zgłosił sytuację do wolontariuszki, ta oczywiście przekazała dalej no i się potoczyło, bo przecież nie mogłam zignorować takowych sygnałów. Ile się udało kocic zabezpieczyłam, na ile udało się przejąć inicjatywę i narzucić fundacyjne warunki, tyle kociąt odebrałam.
Chorowały wszystkie. Koci katar, kalcywiroza, robaczyca. Leczyłam, operowałam zajęte przez koci katar oczy, walczyłyśmy z nadżerką na językach. Nie była to łatwa interwencja.Koty były poza Łodzią, nie miałam na wiele kwestii wpływu.
Lecznica blisko miejsca akcji nie miała dobrego pomysłu na skuteczną diagnozę, ta natomiast, która podjęła się leczenia, za nic miała wiedzę, że to fundacja działająca w obszarze dzikich zwierząt, że działa non profit i w oparciu o własne zasoby, wystawiała takie rachunki, że włosy stawały mi na głowie.
Koszmarnie długo ciągnęła się ta interwencja, mimo, że kociaki były bardzo atrakcyjne, bo rude, szylkrety i trikolorki, jakieś niebanalnie umaszczone bure. Powinno iść szybko, gładko i sprawnie a ciągnęło się jak przysłowiowe flaki z olejem.
Wszystkiemu winne są odległości oraz fakt, że podjęła działanie tylko jedna osoba. Bez wsparcia trudno działać, lokalni kociarze stali z boku, nikt się nie rwał z pomocą. Choć publiczną tajemnicą były sytuacje dziejące się u Trola, bez skrupułów i żenady scedowano pracę wyłącznie na fundację. Interwencja, która miała być z cyku: jak po sznurku, ciągnie się w sumie do dziś. To już półtora roku generuję koszty.
Ja ze swej strony zabezpieczam : sprzęt do opieki, karmę, płacę faktury za leki, konsultacje medyczną, badania i testy, reszta jest w gestii opiekunów domu tymczasowego, to oni mają wgląd w zamiany zachodzące w kocim zachowaniu i zobowiązani o takowych mnie informować.
Wielokropek jest ostatnim ratowanym, ale już z pozycji Łodzi. Dziąsła leczone były przez kilka miesięcy, na konsultacji i postawieniu diagnozy był raz w łódzkiej lecznicy, terapia miała być kontynuowana już lokalnie, jednak z powodu ostatnich wydarzeń postanowiłam go zabrać do Łodzi.
Przyjechał w trybie natychmiastowym, obolały, niejedzący, skulony, z wysoką gorączką. Po tygodniowym pobycie w klinice, obecnie sprawuje nad nim opiekę w domu tymczasowym Kasia realizując wytyczne doktor Małgorzaty z Perełki.
Kociak miał kamień na nerce. Kroplówki, antybiotyki, testy, badania, morfologia, USG. Znowu koszty. Ktoś powie od tego jest fundacja! Zgodzę się z tym faktem, ale kiedy lekarz ordynuje leki, tylko przy sumiennym dawkowaniu pacjent ma szansę na powrót do zdrowia. Systematyka jest szansą powrotu do zdrowia.
W domach tymczasowych spoczywa szalona odpowiedzialność. Ja ze swej strony zabezpieczam: sprzęt do opieki, karmę, płacę faktury za leki, konsultacje medyczną, badania i testy, reszta jest w gestii opiekunów z domów tymczasowych, to oni mają wgląd w zamiany.
Stan na dziś: Kotek czuje się lepiej, ale oczywiście wymagana jest specjalistyczna karma, nadal antybiotyki i to już stosowane dwutorowo, bo na dziąsła i te wspomagające nerki.
Wielokropek jest niesamowitym miziakiem, kocha człowieka bezgranicznie, jako pacjent nie jest uciążliwy, ze stoickim spokojem znosi wszelkie zabiegi zarówno w domu jak i gabinecie.
W jego przypadku nie ma pośpiechu adopcyjnego, każdy będzie szczęśliwy mając go za przyjaciela, ja ze swej strony marzę, by już zapomnieć o trolowej interwencji, kosztowała mnie zbyt dużo emocji i nerwów.
Ładuję...