Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
W imieniu naszych podopiecznych dziękujemy za tak ogromne wsparcie! Sprawiliście im niesamowity prezent na święta i Nowy Rok i choć wiele z nich wciąż przebywa pod naszą opieką, wszystkie mają nadzieję, że już niedługo i one znajdą nowe, kochające domy.
Jeśli spodobały Ci się nasze wigilijne historie - wiedz, że dzięki twojej pomocy napiszemy ich jeszcze więcej, dopisując do każdej szczęśliwe zakończenie.
Jest taka noc raz do roku, noc cudów, noc zupełnie wyjątkowa. Legenda mówi, że w tę wyjątkową wigilijną noc zwierzęta mówią ludzkim głosem. I choć to jedynie legenda, nie jest tak, że zwierzęta nic do nas nie mówią.
Z ich oczu, grymasów, zadartych ogonków, nastroszonych uszu wyczytać możemy często więcej niż słowo. A gdyby rzeczywiście umiały mówić, jaką historię niosłyby ze sobą? Posłuchajcie naszych wigilijnych, kocich opowieści, historii, które wydarzyły się naprawdę; historii opowiedzianych słowem kocim i ludzkim.
Hej Kolęda!
Boże Narodzenie. Po świecie niesie się kolęda. Słychać dźwięk dzwoneczków, a w śnieżnym puchu odbijają się kolory migoczących światełek. Słychać gwar, śmiech, rozmowy, życzenia… Przecież to tak radosny czas…
Siedziała skulona na 15 stopniowym mrozie i z daleka przyglądała się postaciom, które widać było za oszronionymi szybami. Śmiali się, ściskali wzajemnie, łamali opłatkiem. „Wesoło śpiewajmy, Chwałę Bogu dajmy, Hej, kolęda, kolęda!” – głośny, radosny śpiew niósł się po całej okolicy. „Gdyby tylko wpuścili mnie do środka, pozwolili choć chwilę się ogrzać… ale boję się nawet spróbować kolejny raz, bo od kilku dni wciąż ktoś mnie przegania z krzykiem: a precz parszywy kocie.” Na co czekała zmarznięta i zwinięta w kłębuszek na gołej ziemi? Na cud? A może już tylko na to, by poczuć ciepło, usnąć i już nigdy więcej się nie obudzić…? Próbowała wyobrazić sobie, że jest tam w środku, pośród ludzi, których kiedyś znała. Starała się zapomnieć o chłodzie, usnąć i zniknąć… ale przebudziła się słysząc, jak śnieg skrzypi pod czyimiś stopami. Obejrzała się i z daleka zobaczyła idącą drogą kobietę. „Prosić o pomoc? Co jeśli znów mnie przegonią?” – myśli kłębiły się w jej kociej główce.
Postanowiła spróbować, ten ostatni raz. Podbiegała do kobiety i głośno zamiauczała. „Miauuu, miauuu przepraszam, że zawracam Pani głowę, ale jest tak zimno, a ja tak bardzo potrzebuję choć odrobiny ciepła. Pomoże mi Pani? Nie znam tu nikogo i nie wiem jak się tu znalazłam.” Kobieta zatrzymała się i spojrzała na drobną koteczkę. „Co ty tu robisz maluchu na tym mrozie? Chodż tutaj do mnie. Kici kici”. Przykucnęła i wyciągnęła dłoń do kotki. Koteczka podeszła do kobiety i zamruczała „Pomożesz mi? Zabierzesz mnie ze sobą? Prrrroszę. Tak bardzo mi zimno i jestem taka głodna.”
Kobieta owinęła kotkę swoim szalem i zabrała ją do domu. Zagrzała zmarznięte zwierzątko, nakarmiła, zaczęła głaskać i rozmyślać, a po jej policzku spłynęła łza… „Jak to z tymi świętami jest, i z tymi odwiecznymi prawdami, z tą tradycją, opłatkiem, życzeniem zdrowia, pomyślności i wolnym miejscem przy wigilijnym stole. Dlaczego dla małej kotki nie było miejsca ani przy stole, ani nawet w stodole...?” Kobieta obiecała małej kici, że dopilnuje, by już nikt nigdy jej nie porzucił, że znajdzie dla niej nowy dom z ludźmi, którzy będą ją kochać całym sercem. Niedługo po tym tak też się stało. Dziś dla dużej już kotki nie tylko Boże Narodzenie, ale każdy kolejny dzień jest pełen szczęścia i radości.
Zorika - znaleziona w Boże Narodzenie 2021 roku, w lutym 2022 roku znalazła nowy, kochający dom
Lepszy świat
Mój dom i kobieta o pomarszczonych dłoniach i serdecznym uśmiechu. Żyliśmy razem przez lata. Dbała o mnie, głaskała delikatnie, a ja mruczałem jej do ucha swoje kocie sekrety. Była moją opiekunką i przyjaciółką, a ja kochałem ją ponad wszystko. Najbardziej lubiłem ten świąteczny czas. Te ozdoby i zapach pieczonego piernika. Siadałem na ciepłym kominku i przypatrywałem się jak trzęsącą dłonią zawiesza na choince kolejne ozdoby. Potem siadała przy mnie, brała mnie na kolana i mówiła ciepłym głosem… Ale tego roku było inaczej… tego roku zawalił się cały mój koci świat. Tuż przed Bożym Narodzeniem, na które tak przecież czekałem, moja Pani odeszła ode mnie na zawsze. Ponoć odeszła do lepszego świata, lecz gdzie był ten świat? Bardzo chciałem go odnaleźć, lecz nie wiedziałem gdzie szukać. Mój dom przestał być moim domem, wygoniono mnie na ulice. Włóczyłem się bez nadziei. Tęskniłem i płakałem, wciąż szukałem jej ciepłych dłoni i szczerego uśmiechu…
Nocami skulony szukałem schronienia pod krzakiem, ale ziemia była zmarznięta, a na moje futro spadały płatki śniegu. Czasami udało mi się znaleźć coś do jedzenia w osiedlowych śmietnikach, ale częściej doskwierał mi głód. Pewnego dnia doszedłem do miejsca, gdzie spotkałem inne koty. Były tam też miski i ciepłe budki, w których spały. Spytałem ich o drogę do lepszego świata, lecz popatrzyły na mnie dziwnym wzrokiem miaucząc „Jaki lepszy świat? Co Ty bredzisz? Jesteśmy kotami, żyjemy tu od zawsze, to jest nasz świat. Jeśli nie masz dokąd iść, możesz dołączyć do nas. Niedługo przyjdzie karmicielka i napełni te puste miski, strawy starczy dla każdego.” Faktycznie jakiś czas później przyszła kobieta. Nałożyła karmy do misek, nalała świeżej, ciepłej wody. Popatrzyła na mnie, zaczęła się do mnie zbliżać, ale uciekłem, bardzo się bałem, nie znałem jej przecież. Następnego dnia przyszła z budką, którą dostawiła specjalnie dla mnie. Byłem jej za to wdzięczny, lecz wciąż nie miałem odwagi, by to wyrazić. Kiedy zadzwoniły dzwony, a z oddali słychać było kolędowanie wspólnie z kotami jedliśmy naszą kolację.
Tak mijały kolejne dni, każdy z nich był chłodny i wypełniony pustką. Leżałem w mojej budce i nie miałem ochoty na nic. Czułem się źle, wszystko mnie bolało. Wieczorem jak zawsze przyszła karmicielka. Kiedy zobaczyła, że nie mam ochoty nawet wyjść, wsunęła mi miskę do środka, ale tego wieczoru nie chciałem jeść. Tęsknota i pustka wypełniały mnie całego… Nie znalazłem lepszego świata, nie odnalazłem mojej Pani, wszystko straciło dla mnie sens… Nagle poczułem, że ktoś zabiera mnie z całą budką. Ale dokąd? Po co? Zresztą i tak już mi wszystko jedno… Chwilę później znalazłem się pośród ludzi w fartuchach. Och, jak tam było ciepło! Pochylali się nade mną, wkłuli igłę w moje stare kocie ciało. Poczułem jak ból mija. Zmrużyłem oczy i wtedy zobaczyłem moją Panią! Wyciągała swoje pomarszczone dłonie i zawołała mnie. Stała na końcu tęczowej drogi. A jednak jest! Znalazłem ją! Znalazłem ten lepszy świat! Pobiegłem do niej natychmiast z podniesionym ogonem. Otarłem o jej kolano. Och jak tęskniłem, jak dobrze, że znów możemy być razem! Teraz już na zawsze!
Osi w tym stanie 01.01.2015 roku trafił na dyżur do lecznicy. Niedługo potem odnalazł swój lepszy świat...
Nietrafiony prezent
Był małą puchatą kuleczką. Miło było się do niego przytulić, mruczał wtedy głośno zadowolony. Kiedy mała dziewczynka rozpakowała swój świąteczny prezent była zachwycona. Och jaki on milusi, jak pluszowa zabawka! Będę z nim spać i go przytulać! Dziękuję Mikołaju! Nie był jednak pluszową zabawką lecz żywym stworzeniem, które potrzebowało prawdziwej miłości i opieki. Pewnego dnia dziewczynka ścisnęła go mocno. „Ałłł miauknął – nie tak mocno!” i ugryzł delikatnie dłoń, by poluzować dziecięcy uścisk. Dziewczynka rozpłakała się „Mamo on mnie ugryzł! Nie lubię tego kota!”. Innym razem kiedy przebudził się po drzemce i chciał się rozciągnąć, zahaczył pazurkiem o skórzaną sofę. Kiedy Pan domu to zobaczył wściekł się. „Ty mały zapchleńcu!” - krzyknął i uderzył małego kociaka ścierką. Maluch zapiszczał z bólu i schował się za szafą. Długo bał się stamtąd wyjść. Tego dnia także wydarzyło się coś złego. Dziewczynka nie miała czasu posprzątać kociej kuwety, była bardzo zajęta grą komputerową. Kociak nie był w stanie dłużej wytrzymać i zrobił siku w kącie pokoju, miał nadzieję, że nikt nie zauważy. „Co tu tak śmierdzi?” – spytała Pani domu wchodząc do pokoju zajętej grą dziewczynki. Szybko znalazła źródło przykrego zapachu. Potem mały kociak słyszał jak Pan i Pani domu krzyczą coś do siebie w kuchni. „Nie tego już za wiele! Dzisiaj nasikał w kącie! Pozbądź się go, nie chcę tu więcej widzieć tego kota! Amelka też go nie lubi, odkąd ją pogryzł! I zniszczył nam drogą sofę!.” Po tych słowach Pan domu zabrał tekturowe pudełko, włożył do niego puchatego kociaka i pudełko położył na śmietniku.
Tego wieczoru był wyjątkowo siarczysty mróz. Porzucony koci maluch trząsł się z zimna. Wyszedł z pudełka, nie wiedział gdzie jest. Zziębnięty i głodny zaczął głośno płakać. „Pomocy! Tak mi zimno! Dlaczego się tu znalazłem?” – miauczał na cały głos. Koci płacz usłyszała przechodząca ulicą kobieta. Dojrzała go pod samochodem, którego silnik był jeszcze ciepły. Próbował się ogrzać. Zawołała go spokojnym głosem „Chodź tu do mnie kotku”. Zmarznięty maluch wyszedł do kobiety, a ta gdzieś zadzwoniła. Chwilę potem odwiozła do domu, w którym były także inne koty, starsze i młodsze. Koty wytłumaczyły kociakowi, że to dom tymczasowy, gdzie trafiają porzucone koty. „Jeśli będziesz mieć szczęście, to pójdziesz do adopcji i już wszystko będzie dobrze” – wyjaśnił stary kocur. Tego wieczoru kociak usnął spokojnie przytulony do starego kocura i śnił o nowym domu. Następnego dnia obudził się rozpalony. Opiekunka bardzo się tym przejęła i zabrała go do lekarza. „No tak malutki, zmarzłeś i jesteś chory. Nie martw się kilka zastrzyków i staniesz na łapki, a potem na pewno znajdziesz nowy dom.” Maluch dzielnie znosił codziennie zastrzyki, po których szybko poczuł się lepiej. Bardzo chciał trafić do nowego domu. I w końcu doczekał tego dnia. Opiekunka przyszła, pogłaskała kociaka i powiedziała – „Teraz czas na Ciebie Hetmanku. Dziś idziesz do adopcji.” I tak pojechał, do domu, w którym już nikt nigdy go nie uderzył i nie skrzyczał. Gdzie czekała pełna miska i czyściutka kuweta. Gdzie pokochali go całym sercem.
Hetmanek - kociak znaleziony na rzeszowskim osiedlu tuż po świetach Bożego Nardzenia. W styczniu 2016 roku trafił do nowego domu.
Wigilijny cud- ocalone życie Siberici
Jestem Siberica i mieszkam w domu tymczasowym, jednak zanim tu trafiłam, wiele w życiu wycierpiałam. Kiedyś byłam małą, słodką kulką, ale urosłam i przestałam się już podobać właścicielom, znudziłam im się. Tak wylądowałam na bruku. Tułałam się chwile, wreszcie zauważyła mnie kobieta i namówiła lokatorkę, której wynajmowała dom, by mnie przygarnęła. W ten oto sposób miałam dom i opiekę. Trwało to 8 lat. Po tym czasie kobieta wyprowadziła się z domu, a mnie zostawiła na pastwę losu. Pol roku tułałam się po wsi, prosząc o pomoc. Nadaremno. Ciągłe porody bardzo mnie osłabiły. Większość moich dzieci już nie żyje. Bardzo bolały mnie zęby, ciężko mi się oddychało, byłam strasznie słaba, a była już zima. Wiedziałam, że w końcu zasnę i już się nie obudzę….
Jednak stał się wigilijny cud! Dzień przed wigilią, młoda kobieta pochyliła się nad moim losem i przywiozła mnie do domu tymczasowego. Wreszcie miałam pełny brzuszek i było mi ciepło. Leżałam i spałam cały czas, by nabrać sił, nie wiedziałam co ze mną będzie. Już nie raz zostałam porzucona. Tym razem było jakoś inaczej. Dostałam prawdziwą opiekę. Na święta dostałam rybkę, tak jak pozostałe koty, świętowaliśmy. Bardzo długo trwało moje leczenie. Nicienie na dobre panoszyły się w moich płucach. Do tego przeszłam zabieg stomatologiczny i kastrację. Dziś żyję bez bólu, szczęśliwa i czekam na swojego człowieka. Niedługo, kolejna wigilia i może będzie kolejny cud i znajdę dom?
Siberica - znaleziona w Boże Narodzenie 2021 roku. Kotka nadal przebywa pod naszą opieką i czeka na dom.
Świąteczne cukierki
„Muszę jeszcze kupić te małe cukierki, a dziś już chyba nie zdążę” – pomyślała w ferworze przedświątecznych przygotowań. Porządki, stroiki, ubieranie choinki – pracy było dużo. Za oknem sypał śnieg i trzaskał mróz, a kolorowe światełka migotały za niektórymi oknami w bloku. Z porządkami i stroikami wyrobiła się szybciej niż zakładała. Zerknęła na zegarek – było koło 21. Hipermarket był czynny do 22 – „Jednak zdążę po te cukierki. Dziś pojadę, to rano będę miała więcej czasu”. Ubrała buty, czapkę i ciepłą kurtkę i wyszła z domu. „Zimno jest, mróz szczypie w nos, ale jak jest pięknie! I ten padający śnieg. Piękna zima!”. Zafascynowana zimową scenerią maszerowała w stronę samochodu. Z daleka zobaczyła kocią postać. Była przekonana, że to jedna z osiedlowych kotek, które dokarmia wspólnie z sąsiadami. Tego dnia osiedlowe koty były już po kolacji, ale ona zawsze miała przy sobie saszetkę kociej karmy, ot takie podstawowe wyposażenie wolontariusza. Otworzyła saszetkę i zawołała kotkę, nie licząc wcale na to, że podejdzie blisko. Ku jej zdziwieniu kocia postać ruszyła ochoczo w jej stronę, a chwilę później ocierała się jej o nogi. Nie była to kotka z osiedla, a zupełnie inny kot.
Pogłaskała ją delikatnie, kotka naprężyła grzbiet, na który spadały płatki śniegu i zadarła do góry ogonek. Wtedy też jej oczom ukazał się przerażający widok: końcówka ogona była złamana i bezwładnie zwisała. „Nie mogę jej tak zostawić. Tylko gdzie ją zabezpieczyć? W wynajmowanym mieszkaniu nie wolno, lecznice już zamknięte… Wiem! Mam klatkę w piwnicy! Może nie wersal, ale choć będzie bezpieczna”. Jak okazało się następnego dnia, młoda dziewczyna uratowała kotce życie. Ogon był urwany, a zakażenie ogromne, konieczna była amputacja.
A co było dalej? Czy ktoś pokochał kotkę bez ogonka? Czy takie zbrakowane koty mają szansę na szczęśliwe życie? Kotka zamieszkała w jednym z domów tymczasowych lokalnej fundacji. Długo dochodziła do siebie, była smutna i obolała.
Przyszedł jednak dzień, w którym w kocich oczach znów pojawiła się radosna iskra. Do domu tymczasowego przyjechała dziewczyna, która szukała dla siebie kociego przyjaciela. Między nią a uratowaną kotką od razu coś zaiskrzyło. Mimo, że kicia cały czas była w trakcie leczenia dziewczyna postanowiła cierpliwie zaczekać. Odwiedzała ją kilka razy w tygodniu, a za każdym razem, gdy wchodziła do pokoju smutna kotka ożywiała się i podbiegała do niej. W końcu nadszedł ten dzień wyczekiwany długo przez kotkę i dziewczynę. Zimowego popołudnia zapakowana w transporterek, razem z dziewczyną pojechała do swojego nowego domu.
Tosia adoptowana w styczniu 2019 roku. Na zdjęciu w swoim nowym domu z ukochaną opiekunką.
Znaj-Duszka
Co ja tu robię? Dlaczego o mnie zapomnieli? Co to za obce miejsce i gdzie oni jadą? Wrócą za chwilę prawda? Przecież muszą wrócić…
Mijały dni i noce, świat otulony był śnieżną pierzyną, a mróz zaglądał do okien. Wołałam i tęskniłam za swoimi ludźmi. W końcu ktoś usłyszał mój płacz. Podeszła do mnie dziewczyna, zawołała, poszłam za nią, a przed nią rozsunęły się wielkie drzwi. Za drzwiami było ciepło. Ludzie wchodzili i wychodzili. Co to za miejsce? Słyszałam jak ludzie mówią „stacja benzynowa”, lecz nie miałam pojęcia co to takiego. Drzwi rozsuwały się i zasuwały, a kolejni ludzie wchodzili i wychodzili. Siedziałam i godzinami patrzyłam na te drzwi, wypatrywałam moich ludzi, wciąż wierzyłam, że wrócą… Panie ze stacji pozwalały mi tam siedzieć, a nawet starały się namówić mnie do jedzenia; ale ja nie miałam ochoty jeść, czułam, że mam złamane serce… Pewnego chłodnego grudniowego poranka drzwi rozsunęły się, a do środka weszła ciemnowłosa dziewczyna z transporterkiem. Czyżby wiedziała, gdzie są moi ludzie? Postanowiłam jej zaufać i pozwoliłam, by mnie zabrała. Nie dojechałyśmy jednak do mojego domu, lecz do domu ciemnowłosej.
Ciemnowłosa przekonała mnie, że muszę zacząć jeść. Okazało się także, że jestem chora, zabrała mnie więc do weterynarza, a potem dostałam serię bolesnych zastrzyków, po których mimo wszystko poczułam się lepiej. Ciemnowłosa szukała moich ludzi, z resztą nie tylko ona, ale cała Fundacja Felineus, ale nikt się nie zgłosił. Znów było mi smutno… ale pewnego wieczoru ciemnowłosa siadła obok mnie, pogłaskała delikatnie i powiedziała: Duszko, nie martw się, na Boże Narodzenie dostaniesz najpiękniejszy prezent – mamy dla Ciebie nowy dom.
Kilka dni później znów spakowała mnie do transporterka, ale nie jechałam sama, w podróż ruszyła z nami także Tośka – kotka ciemnowłosej. Po około godzinie drogi dotarliśmy do domu. W mieszkaniu czuć było zapach cynamonu i smażonej rybki, a w progu przywitała nas kobieta bardzo podobna do ciemnowłosej tylko starsza. Jak się okazało to była mama ciemnowłosej i to właśnie u niej znalazłam nowy dom. Święta były pełne radości, długich rozmów i śmiesznych historii. Pod choinką znalazły się prezenty dla mnie i dla Tośki. Jednak dla mnie najpiękniejszym prezentem było to, że dzięki pomocy dobrych ludzi dostałam swoje nowe życie. Już nie mogę doczekać się kolejnych świąt. Przyjdzie rodzina, przyjedzie ciemnowłosa z Tośką i swoim chłopakiem. Znów będzie wesoło i gwarnie. A jeśli mogę mieć kocie życzenie, to chciałabym, żeby wszystkie porzucone koty mogły znaleźć domy, w których będą otoczone ogromem miłości.
Duszka i jej pierwsze Boże Nardzenie w nowym domu. Grudzień 2019 roku.
My z całego serca także przyłączamy się do życzeń, który wypowiedziała kotka Duszka. Bo jeśli spytalibyśmy naszych podopiecznych o czym marzą najbardziej, nowy, kochający dom, dłoń, która delikatnie pogłaszcze, ramiona, które przytulą – to zawsze największe kocie marzenie. Każdego dnia, przez cały rok, nie tylko od święta, robimy wszystko by te marzenia móc spełniać. Nie jest to jednak łatwe zadanie. I choć nigdy nie brakuje nam zapału, serca i zaangażowania, to bardzo często brak nam środków, by móc odmienić kolejny koci los… Ale z Waszą pomocą przecież wszystko jest możliwe! W ten magiczny, zimowy, świąteczny czas w imieniu wszystkich kocich par oczu, które patrzą na nas z nadzieją prosimy więc – Pomóżcie nam spełnić kocie marzenia! Pomóżcie nam odmienić ich los!
„[…] Jest nadzieja – tylko tyle, że się zdarzy jakiś cud
Wiara płocha jak motyle i jest głód – miłości głód […]”
*Obrazy ilustrujące opisane historie, to obrazy autorstwa naszych wolontariuszek Elżbiety Kloc oraz Anny Ślęzak
*Cytowany fragment pochodzi z utworu „Z tego będzie cud” z albumu „Kolędy na koniec wieku” [muzyka Zbigniew Preisner, tekst Szymon Mucha]
Ładuję...