Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Wilga przepięknie Wam dziękuje za pomoc, dzięki Wam może jeść bez bólu. Znacznie poprawiły się też jej wyniki badań kwi - mamy chyba nareszcie cukrzycę w ryzach :) Koteczka nadal szuka domku na zawsze.
Jestem u cioć ponad rok, może niektórzy z Was mnie znają. Jak ten rok temu usłyszałam, że mam cukrzycę to pomyślałam, że to przecież nie koniec świata – jestem słodki, zakochanym w ludziach, młodziutkim kotkiem i przecież komuś się spodobam. Ja nawet nie zawsze muszę mieć robione zastrzyki, a nawet jeśli to takie tylko pod skórę i prawie ich w ogóle nie zauważam, tym bardziej że ciocie mi je robią jak jem.
Głupio to teraz zabrzmi, ale ja naprawdę wierzyłam, że ktoś mnie będzie chciała zabrać do swojego domku i moje marzenie się spełni. Wiecie, ja mimo że urodziłam się na działkach, to od zawsze bardzo, ale to bardzo kochałam ludzi. Biegłam ile sił w łapkach, jak tylko słyszałam auto pana, który nam dawał jeść, inne kotki były zajęte jedzeniem a ja ocierałam się o nogi. W końcu zdarzył się cud, pan mnie zabrał do dużego miasta na zabieg a tam ciocie powiedziały, że skoro ja tak ludzi kocham to nie muszę wracać na te działki. A dopiero potem się okazało, że i tak nie mogłam wrócić, bo jestem chora. Raz jest lepiej, raz gorzej. Czasem muszę brać zastrzyki a czasem tylko tabletki, muszę jeść trochę inne jedzonko a poza tym jestem jak każdy inny kotek.
Największy problem jest taki, że te moje zastrzyki i tabletki i to moje jedzonko to sporo kosztują, a poza tym muszę co kilka miesięcy albo czasem i tygodni pojechać zbadać krew. A ostatnio okazało się, że mi się chyba od tej całej cukrzycy popsuły ząbki i muszę mieć część z nich wyrwaną. Te zastrzyki codziennie to nic, ale zęby bolą mnie tak bardzo, że czasem nie aż nie mogę jeść… Chciałam Was pięknie poprosić o pomoc, wiem, że to tak głupio, bo przecież mnie się wyleczyć nie da, ale ja naprawdę bardzo potrzebuję i leków i badań i już tak bym chciała, żeby przestały mnie te zęby boleć…
Wilga nie miała roku jak do nas przyjechała, cudowna, zakochana w ludziach koteczka. Sądziliśmy, że szybko przygotujemy ją do adopcji i szybko znajdzie dom, bo może nieumaszczona przesadnie atrakcyjnie za to bardzo miła. Gdzieś tam mieliśmy też cichutką nadzieję, że po diagnozie też ktoś ją zechce, ale nie zechciał… Wilga mieszka w domku tymczasowym, dostaje czasem drogą insulinę w zastrzykach, czasem tylko tabletki, je specjalną karmę. Do tej pory dawaliśmy radę z naszych oszczędności zapewnić jej opiekę, ale ostatnio wiedzie nam się coraz gorzej. A doszedł jeszcze zabieg stomatologiczny u koteczki z grupy ryzyka…
Tak nam strasznie głupio, że musimy prosić Was o pomoc, ale sami nie damy rady ulżyć Wildze w cierpieniu.
Ładuję...