Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Mam tylko 12 tygodni, a od pierwszych dni moje życie wisi na włosku. Najpierw zginęła moja kocia mama, mnie znaleziono z rodzeństwem na wsi w dziurze na sianie...
W tym terenie przebywają też łasice. Jako takie dwutygodniowe kociaki to by był dla nich łakomy kąsek. Ciocie zabrały nas stamtąd i oddały komuś, kto potrafił nas wykarmić.
Później, już w domu tymczasowym zmarła moja siostrzyczka. Kilkanaście dni temu odszedł mój brat - Ptyś. Stwierdzono u niego zapalenie otrzewnej. Nasi opiekunowie wykonali mnóstwo badań i z krwi i obrazowych. Codziennie byliśmy na wizytach w gabinecie weterynaryjnym, zastrzyki, kroplówki, karmienie strzykawką. Niestety...
Teraz na placu boju z tą wstrętną chorobą zostałam sama. Badania pobranego z jamy brzusznej płynu potwierdziły jedną z najgorszych diagnoz - wirusowe zapalenie otrzewnej.
Moje małe ciałko nabrało płynu w otrzewnej, dostaję więc masę różnych leków. Moi opiekunowie tymczasowi robią wszystko, aby niczego mi nie zabrakło, ale musicie wiedzieć, że koszty leczenia są spore i zdecydowanie przekraczają możliwości dziewczyn z fundacji.
W moim małym ciałku jest ogromna wola życia i walki o każdy kolejny dzień. Czuję się troszeńkę lepiej, zaczynam przybierać na wadze, bawię się z przybranym rodzeństwem, mam apetyt. Musimy opłacić fakturę za badania i wizytę maluchów - kiedy Ptyś jeszcze żył - w lecznicy Legwet. Błagamy o wsparcie...
Ładuję...