Dziękujemy, że ratujecie z nami!

Zbiórka zakończona
Wsparły 3 osoby
320 zł (10,66%)

Rozpoczęcie: 5 Września 2019

Zakończenie: 6 Października 2019

Godzina: 02:00

Dziękujemy za Twoje wsparcie – każda złotówka jest cenna.
Razem wielką mamy moc!
Gdy tylko otrzymamy rezultat zbiórki, zamieścimy go na stronie.

Kochani, po raz kolejny potrzebujemy Waszej pomocy, aby móc dalej  działać. Chcemy również pokazać Wam efekty naszej pracy. Chcielibyśmy abyście zrozumieli, dlaczego tak bardzo jesteśmy wdzięczni Wam za pomoc i zaufanie. Chcemy Wam pokazać, co za otrzymane od Was wsparcie może się zmienić.

My nie zmienimy całego świata, ale potrafimy dzięki Wam zmienić świat nie jednego potrzebującego, skrzywdzonego zwierzęcia. Zobaczycie kilka przykładów, które wyjaśni co nas tak napędza do działania, co z tego mamy. A mamy coś bezcennego. Zobaczycie to na zdjęciach, na ujęciach danej chwili.

Na zdjęciu powyżej nasza wolontariuszka i historia starszej Pani i jej ukochanych psów. Czasem losy rożnie się układają. Pani Jadzi pomimo skromnego życia oddałaby swoim psom ostatni kawałek chleba. Jej dwie sunie Saba i Sonia, to jej cały świat. Sytuacja skomplikowała się, kiedy Sonia poszła za głosem natury. Wtedy na świat przyszły jej psie dzieciaki.

Mamutek 

Emi

Z Panią Jadzią zostały Emi i Mamutek, a marzeniem Pani Jadzi było znalezienie im kochającego domu. Wiemy, że było jej ciężko poprosić o pomoc, ale dla swoich psów byłaby gotowa na wiele. Obie sunie zostały wysterylizowane, zaszczepione, odpchlone. Udało nam się spełnić marzenie starszej Pani, znaleźliśmy dom, w którym Emi i Mamutek zamieszkały razem :) Odwiedzamy Panią Jadzię i pomagamy.

W tym przypadku udało nam się uszczęśliwić starszego człowieka. Jej wdzięczność okazana poprzez łzy w oczach, kiedy ogląda wraz z naszą wolontariuszką zdjęcia z domu Emi i Mamutka, przytulając do siebie obie sunie... Nie da się tego opisać. Nie przeżylibyśmy tych chwil bez Waszego wsparcia.

Trafia do nas wiele kotów. Niestety to jeden z najpoważniejszych problemów każdej fundacji. Nieskończona ilość potrzebujących kocich sierot. Zawsze staramy się pomóc i kombinujemy nie rzadko jak koń pod górkę, szukając domu tymczasowego, który obejmie opieką kociaka, gdy opuści przychodnie weterynaryjną, liczymy koszty leczenia i karmy, dla ilu takich kociąt nam wystarczy, co zrobimy, kiedy zabraknie? To uczucie niepokoju i obawy towarzyszy nam każdego dnia. W każdej chwili kombinujemy jak, gdzie i skąd, żeby tylko nie musieć powiedzieć „nie stać nas”, „nie możemy przyjąć” - wiemy, że wtedy wydajemy wyrok... Dystans i rozsądek to słowa, które i tak nic nie zmienią. Bezsilność boli najbardziej.

Na zdjęciu Dyzio, jeden z czterech kociąt, których matka zginęła pod kołami samochodu. Osierociła cztery małe ledwo widzące puchate, zapłakane kuleczki. Ich droga była od początku bardzo trudna. Odrzuciła je przybrana matka, były karmione ręcznie. Potem koci katar... Każdy dodatkowy gram podczas wizyty kontrolnej cieszył.

Mijały tygodnie. Dzisiaj Dyzio i jego rodzeństwo mają domki. Dyzio mieszka razem z siostra Colą:)

Takich maluchów trafia do nas bardzo dużo. Prawie wszystkie chorują. Wymagają leczenia, bez niego zdane byłyby na śmierć. Taka jest cena ludzkiej ignorancji.

Cieszy nas każdy zwierzak, którego udało nam się uratować, znaleźć dom. Jednak są takie, których historia zostanie w naszej pamięci z pewnością do końca życia. Historia Frelki, która straciła oko i długo szukała pomocy. Zainfekowana rana sprawiała jej wiele bólu, a śmierć, która w jej przypadku nie była nieunikniona, nadeszłaby nie spiesząc się...

Udało nam się wyleczyć Frelkę i znaleźć jej cudowny kochający dom. Jest szczęśliwa. My również.

Mruczuś to kocie znalezione u kresu sił. Porzucone przez matkę, która musiała poświecić jego, aby móc uratować jego rodzeństwo. Kiedy do nas trafił, w jego małym ciałku życie jedynie się tliło. Myśleliśmy, że zgaśnie, ale chcieliśmy dać mu szansę.

Dzisiaj Mruczuś wygląda tak i ma dom!

Trafiają do nas koty ranne, nie leczone, których rany ropieją a ciało gnije... a my o nie walczymy. Czasem podejmujemy trudne decyzje. Oto Hope. Nowotwór zjadł jej nosek i w tym stanie włóczyła się po ulicach. Mogła liczyć jedynie na grymas zniesmaczenia ze strony zimnych ludzi, ale trafiła na kogoś, kto chciał jej pomóc.

Hope trafiła do nas. Mogliśmy poddać ją eutanazji. Można przecież zimno kalkulować czy się opłaca, czy nie. Hope została zoperowana. Czekamy na wynik. Nie wiemy, ile jej czasu zostało, ale mała czuje się dobrze. Teraz my zadbamy o to, aby reszta jej życia była pełna kocich radości.

Trafiają do nas też koty, które nie rzadko leżą po kilka dni na poboczu z połamanymi kończynami. Nikt się nimi nie interesuje. Tak jak Sidney i Szłaputka. Te kociaki będą jeszcze biegać i wkrótce zapomną o tym, co ich spotkało. My będziemy o nich zawsze pamiętać.

Sidney

To tylko kilka naszych podopiecznych. Mamy nadzieję, że patrząc na te dobre zakończenia docenicie to co robimy, zobaczyliście że warto, że każde życie jest bezcenne, że Wasza pomoc i wsparcie to podstawa tych dobrych zakończeń i poczujecie również satysfakcję z pomagania. My dziękujemy za każdy gest. Nie jesteśmy w stanie opisać jak bardzo jesteśmy wdzięczni za Waszą pomoc. Teraz prosimy Was o kolejne wsparcie na pokrycie kolejnych faktur za leczenie naszych podopiecznych. 

Dziękujemy, że jesteście z nami! ♥️ 

Pomogli

Ładuję...

Organizator
8 aktualnych zbiórek
56 zakończonych zbiórek
Wsparły 3 osoby
320 zł (10,66%)