Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Z całego serca dziękujemy wszystkim, którzy wsparli zbiórkę.
Koty mają swoją stronę na FB o nazwie KOCIE MRUKI. Zapraszamy, tam na bieżąco informujemy o efektach naszych akcji, co słychać u naszych podopiecznych, prowadzimy też rozliczenia. Jeżeli ktoś chciałby w innej formie dopytać o koty, można tutaj, można mail adopcje@op.pl lub 517 023 068 - wolontariuszka Kasia.
Jeszcze raz - dziękujemy!
Wszystkie kocięta, które widzicie poniżej, nie żyją. A to nadal kropla, bo to tylko kilka przykładów z mojego środowiska. To się dzieje codziennie, wszędzie. Ludzie, którzy nie przebywają w schronisku, nie mają pojęcia.
Wszystkie zostały porzucone. Wszystkie miały beznadziejne historie. Te biało- rude zostały pozostawione w lesie, nie wiem jak długo w nim były. Pomimo dogrzewania, karmienia i wszelkich starań, odeszły. Te w pierwszym kartonie przyniósł jakiś facet, bo wypuszczał matkę i skończyła pod kołami, a maluchy ostatecznie wykończyły wirusówki. Inne, przez jednych porzucane, przez innych znajdywane, zazwyczaj za późno, pomimo usilnej walki, przegrywały. Albo trafiały do schroniska, w którym łapały wirusówkę. A te na końcu, ładne prawda? Spore już, siostry. Też nie żyją. Też wirusówki. Miały beznadziejną odporność od początku. Nie dały rady. Nikt ich nie adoptował w porę. Nie da się ich przed tym uchronić.
Garstka z nich jest na tyle silna, żeby przeżyć. A ostatnie zdjęcie? Utopione w reklamówce, w rzece. Znalazłam podczas spaceru z psem. Schroniska przepełnione, zazwyczaj nie dają już rady, domy tymczasowe pełne, fundacje tak samo przeciążone. Jedyny sposób, KASTRACJA. Nie chcę kolejnych kartonów kociąt, nie chcę bezsensownie o nie walczyć i patrzeć jak umierają w cierpieniach, albo decydować, kiedy należy to skończyć i ukrócić im cierpienia. Tych kociąt w ogóle nie powinno być. Nie powinno być tego cierpienia. Nie wierzę w odpowiedzialność ludzi, że zapewnią maluchom domy, nie wierzę w gadki, że kotki się rozejdą, bo są chętni, co nadal nie ma celu, bo kotów jest po prostu za dużo.
Zgłaszają się do nas chętni na kastrację kotów wolnożyjących, zgłasza się czasem starsza Pani, że przygarnęła kotkę, ale nie ma środków na kastrację. I wtedy chcemy wkroczyć, i pomóc. Ale musimy mieć z czego. Wszyscy od fundacji oczekują pomocy i my też chcemy ją dawać. Ale fundacja, poza wolontariuszami, to cała społeczność ludzi wspierających, dzięki którym możemy funkcjonować. Bardzo proszę o nawet najmniejsze wpłaty. Każda złotówka przyczynia się bezpośrednio do ratowania życia i niwelowania cierpienia.
Ładuję...