Kiedy wyczekiwany czlowiek nie przychodzi...

ktgrochowska@gmail.com
organizator skarbonki

Czekaja na swoj dom...A wlasciwie -jak trafnie  ludzie z Fundacji Koci Pazur (Szacunek) okreslili  w-y-c-z-e-k-u-j-a ich wizyty...

Ponizej mozecie przeczytac jak sama Fundacja opisuje to , co robi, aby te kotely mogly godnie...miec nadzieje na dom...Po heroicznych dzialaniach zwiazanych z bezposrednim ratowaniem zycia - kochane Futra musza byc przeciez karmione,leczone,pielegnowane...Wiec tak banalnie - zbierzmy do tej skarbonki pare groszy na jedzonko dla tych biedakow...

Cyt. Fundacji Koci Pazur: "Krótka zajawka z naszego szpitalika. Oprócz tego miejsca jest jeszcze piwniczka, bez bieżącej wody i prądu, w której mieszkają Czuszka, Tupito oraz pokój w którym rezyduje Reszka - jako jedyny kot FeLV+

Ponieważ wielu osobom wydaje się ciągle, że fundacja to twór mityczny o nieograniczonych możliwościach, po raz kolejny chcielibyśmy opisać Wam, jak to wszystko wygląda od kuchni. Koci Pazur powstał w 2006 r. z inicjatywy trzech wspaniałych kobiet, z których każda przeznaczyła na ten cel 400 zł, fundując tym samym fundację. Każda z nich to osoba zupełnie prywatna. Podobnie jak każdy z wolontariuszy, którzy na rzecz fundacji pracują. Nikt nie pobiera za tę pracę wynagrodzenia. Każdy z nas pracuje dla fundacji po godzinach pracy zawodowej, obok życia rodzinnego i innych zobowiązań.
Koci Pazur skupia kilkanaście zaangażowanych osób. Niemal każda z nich prowadzi też u siebie w mieszkaniu dom tymczasowy, dyżuruje w szpitaliku, jeździ z kotami do weterynarza, odpowiada na telefony, maile, wiadomości na fb, prowadzi papierologię. Reszta to domy tymczasowe. Ta garstka zaangażowanych ludzi musi zadbać o to, żebyśmy mieli środki na leczenie i utrzymanie kotów - zwłaszcza, że finansujemy wizyty weterynaryjne dla bardzo wielu zwierząt, które nie przebywają pod naszą bezpośrednią opieką. Ta garstka też jeździ na łapanki, ogarnia kontakty z karmicielami, weterynarzami, nadzoruje pozostałe domy tymczasowe, przeprowadza spotkania przedadopcyjne, wprowadza nowych wolontariuszy, prowadzi bazarki, w międzyczasie sprzątając kocie kupy, czyszcząc uszy i przycinając pazurki, wypożyczając sprzęt i dezynfekując go po odbiorze. Żadna z tych osób nie siedzi na tyłku i nie czeka na to, żeby ktoś pokazał palcem, co należy zrobić. Nasz grafik jest wypełniony od wczesnego ranka do nocy. Dość wspomnieć, że dyżur przy kotach w szpitaliku to średnio 5 godzin. Bez robienia zdjęć i wizyt u weterytnarza. Nierzadko kosztem awantur rodzinnych, bo rodziny też chciałyby mieć coś z nas dla siebie.
Lata doświadczeń z chorobami zakaźnymi nauczyły nas też rygorystycznego przestrzegania higieny, dezynfekcji i kwarantanny dla nowo przybyłych kotów. Najważniejszą zasadą powinno być bowiem "przede wszystkim nie szkodzić". Jeden chory kot wprowadzony bez kwarantanny może oznaczać śmierć dla wszystkich pozostałych...
W tej chwili z trudem się wyrabiamy ze wszystkim, co jest do ogarnięcia. Liczba kotów, które jesteśmy w stanie własnymi rękami obsłużyć osiągnęła maksimum już dawno temu. Każdy z nas przekroczył granice własnej wytrzymałości. Kotów mamy pod opieką o wiele więcej, niż jesteśmy w stanie bez nieustannego wypruwania sobie żył, odpowiednio zaopiekować. Bo miejsce to jedno. Trzeba jeszcze rąk do pracy. Do pracy, w której trzeba się pobrudzić, dać się zadrapać, nawdychać się chemikaliów, nałapać promieni rtg.
Nie piszemy tego po to, żeby ktoś nas pochwalił, tylko po to, by przestano na nas wieszać psy. Każdemu kotu, któremu nie jesteśmy w stanie zapewnić schronienia, chcemy dać choć tę nikłą szansę na odmianę losu, że piszemy o nim tutaj. By inni ludzie też się o nim dowiedzieli. Bo głęboko wierzymy, że świat nie kończy się na nas. Że są ludzie, którzy nie wyczerpali jeszcze swoich możliwości czasowych i lokalowych."

Wsparli

20 zł

Małgorzata S.

20 zł

Momo

10 zł

Anonimowy Pomagacz

20 zł

ktg

Darowizny trafiają bezpośrednio na zbiórkę charytatywną:
114%
230 zł Wsparło 10 osób CEL: 200 ZŁ