Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Drogi Darczyńco, dziękujemy Ci całym sercem za pomoc. Dziękujemy Ci gorąco, że dałeś nam możliwość walki o kocie życie. Dzięki Tobie czyjś świat stał się bardziej słoneczny... Życzymy Ci uśmiechniętego dnia i mnóstwa powodów do radości :)
Co ma zrobić bezdomny kot, który wpadł pod samochód i jest ranny, kiedy nie ma domu, opiekuna ani nadziei? Nawet jeśli wokół krąży wiele osób, nikt nie chce udzielić mu pomocy. Pozostaje mu tylko czekać na cud.
Tym razem cud się zdarzył, bo na miejscu byłam ja. Byłam, ponieważ ze względu na moją profesję często jestem w różnych lecznicach. Spędzam w nich długie godziny z moimi podopiecznymi. Siłą rzeczy jestem świadkiem przeróżnych sytuacji. Tym razem byłam w klinice Auxilium. Spokojnie siedziałam w poczekalni. I nagle do lecznicy wpadł roztrzęsiony mężczyzna. Okazało się, że był świadkiem wypadku. Auto potrąciło kota. Ciężko potrąciło. W miejscu wypadku było mnóstwo krwi. Zwierzę w szoku. Ucieka, nie chce dać do siebie podejść. A gołym okiem widać, że trzeba udzielić mu pomocy. Czy jest ktoś kto mógłby pomóc?
Bez zastanowienia pobiegłam za Panem na miejsce wypadku. Najpierw zobaczyłam plamę krwi. Ale to nie była krew, tylko kot. Ranny kot cały we krwi. Kot faktycznie był przerażony, uciekał. A to była główna i bardzo ruchliwa ulica w Milanówku. Zwierzę w każdej chwili mogło ponownie wpaść pod samochód i to byłby już koniec. Naprawdę sama nie wiem jak udało mi się podejść do przerażonego zwierzaka, ale się zakradłam, nakryłam go swoją kurtką, wsadziłam do pudełka (tak, akurat nie miałam kontenera) i jak najszybciej wróciłam do lecznicy.
Lekarz w Klinice Auxilium stwierdził połamaną żuchwę, uraz głowy, bezwładną prawą łapę. Kot został zakwalifikowany jako dziki. Do badania podano mu narkozę. W takim stanie wypuszczenie dzikiego kota nie wchodziło w rachubę. Musiałam zabrać go ze sobą do Fundacji.
I tak doszedł nam kolejny mieszkaniec i… Kolejne koszty! Bardzo proszę o pomoc! Nie mogłam go tam zostawić. Nie było nikogo, kto chciałby się nim zaopiekować... Teraz, po kilku dniach, kot się otwiera. Musi być karmiony strzykawką (nią też podaję mu wodę). Już mi zaufał. Pozwala się głaskać. Mruczy, nadstawia główkę do drapania. Jest kochany i bardzo wdzięczny za ocalenie mu życia! Bez Was sobie nie poradzę. Okażcie serce uratowanej istotce!
Ładuję...