Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Historia dwóch kocich braci to typowy przykład na to jak bardzo człowiek potrafi zawieść.
W dniu, w którym wolontaruiszka PKDT po raz pierwszy ujrzała pierwszego z braci przez myśl jej nie przeszło, ze tak chory kot może być pod czyjąś opieką. Kocur był dziki, nie ulegało to żadnej watpliwości. Nie pozwolił do siebie podejść bliżej niż na kilknaście metrów. Nawet z tej odległości wyraźnie było widać brudną sierść, liczne łyse miejsca na całym ciele, kot nieustannie się wylizywał co ewidentnie świadczyło o tym, ze jego skóra jest siedliskiem niezliczonych insektów.
Na jedzenie nie rzucał się, ale każdorazowo zjadał wszystko od ostatniego przysłowiowego okruszka. Z wielką ulgą wolontariuszka dowiozła kota do lecznicy, gdzie uwolniono go od plagi pcheł i wszy z jakimi biedny kot żył od długiego czasu. Aby calkowicie pozbyć się insektów konieczne było kilkukrotne podanie leków zwalczających. Badanie krwi wykazało problemy z wątrobą stąd wychudzenie kota. Po zabiegu kastracji i podleczeniu kot miał wrócić w miejsce pochodzenia. Tutaj docieramy do sedna.
Ku wielkiemu zdziwieniu naszej wolontariuszki okazało się, że kot owszem dziki ale od wielu lat, a konkretnie 10, ma karmicielkę, osobę wykształconą i kulturalną. Tym bardziej możnaby od niej oczekiwać, że zadba o kota, który cierpiał od lat, że nie mogąc go złapać zgłosi problem i poprosi o pomoc. Co więcej kocur posiada brata. U niego zmiany skórne nie są aż tak zaawansowane, ale nie ulega wątpliwości, że musi w trybie pilnym trafić do lecznicy.
Człowiek zawiódł, tak bardzo zawiódł... Pomóżcie nam przywrócić wiarę w istnienie dobrych, odpowiedzialnych ludzi!
Ładuję...