Kolejny koci maluch na pokładzie :(
Babcia mojej koleżanki mawiała "Co jest komu przeznaczone to na drodze rozkraczone".
Cóż, dziś uwierzyłam w te słowa...
Jechaliśmy z gromadą zwierzaków do weterynarza, gdy nagle na drogę wyskoczyło to maleństwo.
Całe szczęście, że mamy mega sprawne hamulce, a Patryk ma doskonały refleks. Zatrzymaliśmy się w ostatnim momencie, ułamek sekundy i maleństwo byłoby martwe.
Wyszłam z auta. Zobaczyłam małą, przerażoną kuleczkę. Kotkę, którą nazwaliśmy Panda.
Panda pojechała z nami do weterynarza. Oceniono ją na 7 tygodni, choć jest tak drobna, że mogłaby mieć 4. Ma zaawansowaną wszołowicę, od dawna nie widziałam takiej ilości wszołów i pcheł. W uszach kopalnia. Na prawym oku jest wrzód, mam nadzieję, że wprowadzone leczenie zaskutkuje, a wrzód się nie rozrośnie i nie dojdzie do perforacji.
Malutka ma syndrom głodowy. Nie wiem, ile nie jadła i zdjęcia tego nie oddają, ale jest koszmarnie chuda. Przy misce warczy jak opętana i broni jedzenia.
Dziś dostała zylexis, konieczne jest podanie jeszcze 2 dawek, koszt każdej to 60 zł. Do tego leki na wszoły, oczko, ogólnie doprowadzenie małej do porządku. Tylko dzisiejsza wizyta kosztowała nas ponad 230 zł.
Prosimy o pomoc dla malutkiej. Nie mogliśmy jej zostawić na środku drogi, zwłaszcza w takim stanie.